czwartek, 28 sierpnia 2014

8.I can't forget about you

Val POV
Siedziałam obok Austina modląc się o to by odzyskał przytomność, ale Bóg chyba nie chciał mnie słuchać. Od ciągłego płaczu i rozmowy z Justinem moje powieki z sekundy na sekundę robiły się coraz cięższe i nie pamiętam kiedy pozwoliłam im swobodnie opaść..

Stałam na dachu ogromnego budynku. Mogłam podziwiać zapadające w sen Los Angeles, miliony świateł powoli gasły i pozwalały księżycowi oświetlać to piękne miasto. Stawiałam małe kroki blisko krawędzi, ale nie bałam się. Wręcz przeciwnie czułam się tam bezpiecznie. Tutaj poznałam Justina, tutaj powiedział że mnie kocha i tutaj spędziłam kilka nocy po tym jak dowiedziałam się że go zabili. Podeszłam bliżej krawędzi "Tutaj wszystko się zaczęło i tutaj wszystko się skończy" pomyślałam i skoczyłam...

-Boże- podskoczyłam słysząc znajomy dźwięk wydobywający się z mojego telefonu. Wyciągnęłam go z torebki i odebrałam
-Chyba jedyną dobrą wymówką dlaczego nie przyszłaś do pracy byłaby Twoja śmierć- po drugiej stronie usłyszałam jak zwykle wesoły głos Niall'a.
-Jezu, totalnie zapomniałam o pracy- Gratulacje dla mnie - Mój brat miał wypadek, leży nieprzytomny w szpitalu i tu właśnie jestem, wybacz, że nie poinformowałam Cię o tym, ale nie miałam do tego głowy
-Przykro mi Val z powodu Twojego brata. Jeżeli nie chcesz stracić pracy to przyjedź tutaj jak najszybciej
-Nie chcę zostawiać Austina samego. Wybacz Niall on jest dla mnie ważniejszy od pracy 
-W porządku, rozumiem. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze!
-Ja też mam taką nadzieję Niall, ja też...- westchnęłam i czując czyjeś dłonie na swoich ramionach rozłączyłam połączenie.
-Jedź! Ja z nim zostanę- usłyszałam za sobą głos Kate, odwróciłam się do niej i odruchowo zilustrowałam ją wzrokiem. Twarz miała bladą, oczy czerwone, zero makijażu i co najdziwniejsze była w dresach.
-Skąd?- nie zdążyłam dokończyć
-Justin mi powiedział, od razu wsiadłam w samochód i przyjechałam- jej wzrok powędrował na łóżko, w którym leżał Austin. Zacisnęła usta w wąską linię i gwałtownie odwróciła wzrok jakby nie mogła znieść tego widoku - Co z Austinem?
-Usunęli mu śledzionę, miał wstrząs mózgu i jest w śpiączce- powiedziałam czując gromadzące się w oczach łzy. Blondynka nic nie odpowiedziała, tylko wtuliła się we mnie najmocniej jak tylko potrafiła. Może nie wylewała hektolitrów łez jak ja, ale wiem że przeżywała to równie mocno. 
-Jedź do pracy ja zostanę z Austinem.- powiedziała wyswobadzając się z naszego uścisku
-Ale?
-Będę informować Cię na bieżąco, spokojnie. Jedź!- jeszcze raz niepewnie popatrzyłam na Austina po czym wzięłam swoją torebkę i wyszłam zostawiając z nim Kate.

~~*~~
Zatrzymałam się pod lokalem i udałam się jak najszybciej do środka. W pomieszczeniu było tylko kilka osób, więc trochę ulżyło mi że Niall nie musiał aż tak ciężko pracować.
-Oo, jednak jesteś?- usłyszałam blondyna, który podszedł do mnie i zamkną w niedźwiedzim uścisku. - Chodź na zaplecze, przyda mi się trochę przerwy.- uwolniłam się z jego objęć i ruszyłam za nim.
- Szef był bardzo zły?- Nie no coś Ty przecież to nic wielkiego spóźnić się do pracy pierwszego dnia, a drugiego całkiem nie przyjść- głupia podświadomość jak zwykle odzywa się nie proszona
-Masz szczęście, bo dzisiaj miał dużo rzeczy do załatwienia i przyjedzie później, więc jak wskoczysz teraz w uniform i ładnie się do mnie uśmiechniesz to całkiem możliwe, że się nie dowie
-Dziękuję Niall- posłałam mu lekki uśmiech i przytuliłam się do niego na co zareagował od razu odwzajemniając uścisk
-Wszystko będzie dobrze-mówiąc to przytulił mnie mocniej i pocałował w głowę. Nie wiem, co mi odbiło, ale odsunęłam się od blondyna i zbliżyłam swoje usta do jego ust po czym złożyłam na nich delikatny pocałunek, który z sekundy na sekundę coraz bardziej pogłębiałam, a blondyn oczywiście nie protestował.
-Powinniśmy wrócić do pracy- usłyszałam przerywany głos Niall'a, który walczył o powietrze zupełnie tak jak ja.- Przebierz się i dołącz do mnie- posłał mi lekki uśmiech i wyszedł z zaplecza. Nie widziałam mojej twarzy, ale jestem pewna, że przypominała teraz wielkiego pomidora. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, chyba po prostu potrzebowałam czyjejś bliskości. Pocałunek z Niall'em był dobry, ale nie czułam tego co czułam całując się z Justinem i to chyba najbardziej mnie bolało. Czułam się bardzo źle z tym, że pocałowałam blondyna w końcu nic do niego nie czułam, Jesteś taka sama jak Justin- ugh, już mam dość! Wrzuciłam swoje ubrania do szafki i wyszłam z zaplecza. 
W środku było o wiele więcej osób niż przedtem, więc od razu zabrałam się za zamówienia, co chwile jednak sprawdzałam telefon, z nadzieją, że Austin się obudził, ale nic takiego nie miało miejsca. Te kilka godzin minęło w miarę szybko, ale do końca zmiany nie odezwaliśmy się z Niall'em do siebie. Czułam się jak idiotka, bo przez własną głupotę mogę stracić dobrego kumpla! Weszłam na zaplecze mając nadzieję, że zastanę tam blondyna, ale najwidoczniej wyszedł szybciej. Wzięłam  swoje rzeczy i wyszłam z lokalu. Po ok. 5 minutach złapałam taksówkę i ruszyłam do szpitala.
-Co z nim?- zapytałam Kate siedzącą w poczekalni
-Bez zmian, ale nie możemy tam wejść. Wykorzystałyśmy limit na dzisiaj- powiedziała wbijając swój wzrok w okno
-Jedź do domu, ja jeszcze chwilę posiedzę
-Poczekam z Tobą i odwiozę Cię do domu, ok?- kiwnęłam tylko głową i wlepiłam swój wzrok w szybę za którą leżał mój brat. 
Siedziałyśmy tam jeszcze jakieś pół godziny, ale każda z nas potrzebowała chwili odpoczynku, więc wsiadłyśmy do samochodu i udałyśmy się do własnych mieszkań.
-Dzwoń, pisz jakbyś potrzebowała czegoś, kocham Cię
-Obiecuję i też Cię kocham- przytuliłam Kate na pożegnanie i wysiadłam z samochodu
Zamknęłam drzwi i ruszyłam do kuchni. Zauważyłam karteczkę, którą napisałam rano dla Austina. Wzięłam ją do rąk i podarłam pozwalając kilku łzą spłynąć po policzkach. Ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam do wanny. Nie wiem jak długo brałam kąpiel, ale dopiero dźwięk mojego telefonu przywrócił mnie do żywych. Owinęłam się ręcznikiem i szybko wybiegłam z łazienki i rzucając się na telefon, ale ten przestał dzwonić.
1 połączenie nieodebrane od: Niall
1 wiadomość od: Niall

Rzuciłam się na łóżko wzdychając. To nie tak, że nie cieszyłam się że napisał, ale wolałabym żeby zadzwonił ktoś ze szpitala z wiadomością, że Austin się obudził. Kliknęłam na wiadomość 

Od: Niall
Przepraszam za to że się nie odzywałem

Do: Niall
To ja przepraszam... Nie powinnam
była Cię całować. To się więcej nie powtórzy

Od: Niall
To ja nie powinienem był tego kontynuować.
Jest coś czego nie wiesz, ale nie chcę 
Ci tego mówić przez telefon, więc mam nadzieję,
że jutro porozmawiamy, a teraz idź spać. Dobranoc xo

Do Niall
Zatem do jutra! Dobranoc xo

Przez chwilę walczyłam z chęcią zadzwonienia do rodziców i powiedzenia im o wszystkim, co się stało, ale było już późno w nocy, więc zrezygnowana odłożyłam telefon na półkę obok łóżka. podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej piżamy. Ubrałam je, ale nie miałam siły na suszenie włosów, więc postanowiłam zostawić ich tak jak były. Już miałam iść spać, ale usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto o takiej godzinie tu przyszedł?- zapytałam sama siebie, a przed oczami miałam oczywiście milion scen i to tych z najgorszych horrorów. Ostrożnie podeszłam do drzwi i je otworzyłam, a moim oczom zamiast gościa z piłą mechaniczną ukazał się chłopak z miedzianymi włosami i piwnymi oczami i obitą twarzą
-Bieber, co Ci się stało?- krzyknęłam, ale ten zakrył mi usta swoją dłonią
-obudzisz sąsiadów!- powiedział ściszonym tonem odrywając swoją dłoń ode mnie- wpuścisz mnie?
wpuść go wpuść go -krzyczało serce - zamknij drzwi zamknij drzwi.- krzyczał rozum.  Oczywiście jak zwykle wygrało serce i już po chwili Bieber siedział na sofie przykładając mrożony groszek do oka. 
-W apteczce mam plastry i wodę utlenioną- nalałam trochę wody na wacik i delikatnie przyłożyłam do rany na co chłopak sykną z bólu. - spokojnie, nie ruszaj się- skarciłam go i powróciłam do przyklejania plastra.- Gotowe- powiedziałam i zobaczyłam jak powoli i niepewnie otwiera oczy, a jego wzrok przeszywa mnie cała. Nasze twarze dzielą centymetry i czuję, że z każdą sekundą zamieniają się w milimetry.
-Opowiedz mi co się stało- mówię prawie szeptem, ale tą "prawie" ciszę przerywa odgłos mojego brzucha
-um, najpierw jedzenie!- oddalił się ode mnie i wyciągną jakieś produkty z lodówki- tosty serem, przejdą?- kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i pomogłam mu w robieniu kolacji. W międzyczasie rozmawiając trochę o Austinie.
-Było pyszne, ale więcej w siebie nie wcisnę- powiedziałam trzymając się za brzuch
-Polecam się na przyszłość, a teraz już czas na mnie. Wybacz, że zawracałem Ci głowę, ale nie miałem do kogo pójść, a gdyby mama zobaczyła mnie w takim stanie...- gdy wypowiadał ostatnie słowa zacisną mocno swoje powieki i jego usta zacisnęły się w cienką linię.
-Możesz zostać na noc- wypaliłam zanim słowa dotarły do mojego mózgu. 
-Serio?- uniósł ze zdziwienia brwi
-Um, tak. Możesz spać na kanapie, albo u Austina w pokoju- powiedziałam zagryzając nerwowo wargę
-Dzięki- jego głos stał się zachrypnięty, a dłonie zacisną w pięści jakby walczył sam ze sobą. Spojrzał jeszcze raz na moje usta po czym jego wzrok powędrował na sofę.- tutaj będzie w porządku, tylko przydałby się jakiś koc
-Jasne, zaraz wracam - Wyciągnęłam z komody jeden koc i poduszkę i wręczyłam chłopakowi.- Dobranoc, Bieber- powiedziałam i udałam się do swojego pokoju po drodze słysząc ciche "Dobranoc Butler". Położyłam się do łóżka i zasnęłam

~~*~~

-Spokojnie, Val- usłyszałam głos Justina stojącego przy moim łóżku
-Co się stało?
-Miałaś jakiś koszmar, cały czas krzyczałaś
-już drugi raz śni mi się ten sam sen- nie mogłam w to uwierzyć, że po raz drugi dzisiaj śniło mi się to samo. 
-Już wszystko dobrze, śpij dalej- usłyszałam głos bruneta, który kierował się do drzwi
-Zaczekaj- odwrócił się słysząc mój głos- Czy, czy mógłbyś ze mną spać?
-um, no jasne, że tak- poczułam jak materac pod wpływem jego ciężaru się ugina i po chwili poczułam rękę bruneta na swojej tali przez co moje ciało się napięło z nerwów.- Przepraszam ja nie...
- W porządku, możesz ją tak trzymać jeżeli Ci wygodnie- poczułam jak pewniej obejmuje mnie ręką i przyciąga do siebie. Zamknęłam oczy i powoli zasypiałam
-Byłem oddać towar, który Austin wisiał tym gościom. Byli źli, że spóźniliśmy się z tym wszystkim i stąd mam skutą mordę, ale na szczęście oni wcale nie wyglądają lepiej. Jednak nie chcą odpuścić Austinowi i jak tylko ogarną, gdzie jest to się zemszczą. - przestraszyłam się słysząc słowa Justina, nie chciałam żeby ktokolwiek zrobił krzywdę mojemu bratu, ani Justinowi! Odwróciłam się twarzą do bruneta i wbiłam wzrok w jego, a ten kontynuował - Zrobiłem to ostatni raz. Nie chcę więcej się w nic pakować, nie odkąd poznałem Ciebie. Potraktowałem Cię źle i to sprawia, że czuję się chujowo. Nie wiem czy mi to kiedyś wybaczysz, ale mam nadzieję, że tak. Pocałowałem kilka dziewczyn odkąd całowałem się z Tobą po to żeby zapomnieć o Tobie ale cholera o Tobie się nie da zapomnieć. Oddałbym wszystko żeby zacząć naszą znajomość od nowa.
-Ja też, Justin, ale nie wiem czy jest to możliwe- odwróciłam się od niego i bardzo zmęczona zasnęłam.

___________________________________________________________
Jak wrażenia po rozdziale? Jak myślicie Val wybaczy Justinowi? Co Niall chce powiedzieć Val?
Rozdział dłuższy niż ostatnio i jak pewnie zauważyliście trzeba trochę dłużej czekać, ale mam nadzieję, że się opłaca. Dziękuję Wam za komentarze i za wyświetlenia to bardzo motywujące! Jeżeli macie jakieś pytania to ask z chęcią na nie odpowiem! :)

czwartek, 21 sierpnia 2014

7. Tell me the truth

-Zdarzył się wypadek, Austin jest w szpitalu- przetwarzałam słowa Justina w swojej głowie chyba milion razy.
-Jeżeli to żart to uwierz mi że wcale mnie nie bawi- uniosłam swój wzrok na wysokość jego i w jego oczach ujrzałam coś jakby smutek/żal/współczucie? nie wiem jak to opisać, ale wtedy właśnie dotarło do mnie, że nie żartuje. - Jak to się stało?- zapytałam bojąc się odpowiedzi
-To był wypadek, Val. Zawalił się budynek, wszystko Ci opowiem, ale teraz naprawdę musimy już jechać- nie byłam w stanie o nic pytać. Próbowałam zamknąć mieszkanie, ale moje ręce przypominały teraz galaretki, dlatego byłam wdzięczna Bieberowi za to że mnie wyręczył. Z piskiem opon wyjechaliśmy na ulicę, która była zatłoczona przez ludzi udających się do pracy. Staliśmy w gigantycznym korku, żadno z nas od wyjścia z mieszkania nie odezwało się ani słowem. Justin pisał coś na telefonie, a ja? Ja oglądałam budzące się do życia miasto aniołów, ale dzisiaj nie widziałam w nim nic nadzwyczajnego. Ciągle myślałam, co teraz dzieje się z moim bratem? czy wyjdzie z tego? W głowie rodziły mi się najgorsze scenariusze, a co jeżeli już nigdy z nim nie porozmawiam? Nigdy nie zobaczę jak się śmieje?  Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Na samą myśl o tym moje oczy wypełniły się łzami, które zaczęły spływać po moich policzkach.
-Shh, proszę nie płacz- poczułam rękę Justina na kolanie i momentalnie ją strąciłam. - wybacz
-Powiedz, powiedz mi jak do tego doszło?- bałam się odpowiedzi, ale bez niej mogłam tylko snuć domysły.
-Austin napisał mi, że jest w compton, więc pojechałem za nim. Miał tam załatwić towar. Pewnie wiesz, że miał na pieńku z jednym takim. Miał czekac na zewnątrz, ale jak zwykle był uparty, to chyba u was dziedziczne- posłał mi lekki uśmiech- wtedy właśnie zawalił się budynek. Na szczęście szybko przyjechało pogotowie i zabrali go. Musisz wiedzieć też że- spoglądnął na mnie niepewnie, ale powoli zaczął kontynuować- że miał operacje, ale żyje- schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać coraz bardziej, po prostu przestałam to kontrolować- ej, księżniczko, spójrz na mnie- podniosłam wzrok, a blondyn podniósł mój podbródek i delikatnie dotykał mojego policzka- będzie dobrze, musisz być teraz silna! Obiecujesz?- skinęłam głową nie będąc w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

~*~
Wysiadłam z samochodu i nie czekając na Justina ruszyłam do szpitala. Jakaś pielęgniarka powiedziała mi że Austin leży na OIOMIE. Pobiegłam tam i przez szybę ujrzałam chłopaka przypiętego do miliona urządzeń. Miał siną twarz, a jego ręce pokrywały siniaki. -Bądź silna, Val. Obiecałaś- powtarzałam sobie w myślach tylko po to by kolejne łzy nie wypełniły moich oczu. 
-Dzień dobry, mogłabym dowiedzieć się co z Austinem?- podeszłam do lekarza, który właśnie wyszedł z pomieszczenia, w którym leżał mój brat
-A kim Pani jest?
-Jestem jego siostrą. Val Butler
-Proszę za mną, Pani Butler- podążałam za lekarzem, który nawet na ułamek sekundy nie zmienił swojego wyrazu twarzy. Usiadłam na przeciw niego i skierowałam swój wzrok na wysokość jego czekając na jakąkolwiek informację
-Pani brat był w naprawdę ciężkim stanie gdy trafił do nas. Musieliśmy przeprowadzić operację, ponieważ na skutek uderzenia Pani bratu pękła śledziona. Musieliśmy ją usunąć, ale spokojnie bez niej można żyć- wow po raz pierwszy się uśmiechnął- kontynuując, Pani brat w skutek mocnego wstrząsu mózgu, wpadł w stan głębokiej i długotrwałej utraty przytomności. Mówiąc prościej Pan Butler jest w śpiączce. Będziemy robić, co w naszej mocy, aby Pan Austin obudził się jak najszybciej i wyszedł z tego bez szwanku, ale na niektóre rzeczy nie mamy wpływu.
-Czy mogę do niego wejść?- zapytałam
-Nie dłużej niż 5 minut i oczywiście w odzieży ochronnej
-Dziękuję bardzo- powiedziałam wstając z krzesła i udałam się do wyjścia.
Przeszłam niewielką odległość od gabinetu lekarskiego do miejsca w którym leżał mój brat. Już miałam tam wejść, ale usłyszałam rozmowę dwóch osób i przysięgam, że jeden z nich był bardzo znajomy
-Powiedziałeś jej prawdę?
-Powiedziałem jej tyle ile sama mogła się domyślić- nie pomyliłabym tego głosu za nic na świecie- Nie wiem czy jest sens ją okłamywać
-Nie okłamałeś jej. Po prostu nie powiedziałeś całej prawdy
-Tak bardzo pocieszające. Stary on może umrzeć i to przeze mnie. Ona również zasługuje na to by znac prawdę
-To do cholery mi ją powiedz- krzyknęłam stając za Bieberem
- Do...Dobrze, ale nie tutaj.- złapał mnie za rękę, ale uwolniłam ją z jego uścisku. Ruszyłam za blondynem i zatrzymaliśmy się dopiero przed wejściem do szpitala. Usiadłam na ławeczce, a Justin podążył w moje ślady.
-No więc?- uniosłam brew i splotłam ręce na piersi                                                                                      -To wszystko zaczęło się jak Austin poszedł na studia. Wplątał się w różne gówna, w których ja już siedziałem od dawna. Łączyło nas zbyt dużo problemów, pewnie dlatego się zadawaliśmy ze sobą. Zawsze dziwiło mnie dlaczego ktoś taki jak on pcha się w dragi i te sprawy. Raczej nie należycie do ludzi biednych Po pewnym czasie zaczął odwalać różne akcje przez, co miał coraz więcej wrogów. Mówiliśmy mu nieraz, że w końcu oberwie, ale nie słuchał nas uważał, że może wszystko, ale jak przychodziło, co do czego to pierwszy spierdalał, a my obrywaliśmy za niego. Nienawidziłem tego, co robię, ale jak się raz w to wpadnie to nie ma już wyjścia. Ta akcja miała być moją ostatnią, Austin wisiał sporo dragów jednemu typowi, ale nie mieliśmy nic w zapasie, dlatego Chaz- nasz informator ogranął, że w compton jest opuszczony budynek, w którym jedna z mafii ma schowaną kokainę. Miałem już styczność z nimi i wiedziałem, że nam nie odpuszczą, ale Austin się uparł i pojechaliśmy. Resztę Ci już powiedziałem z tym, że budynek sam się nie zawalił. To Flacko stoi za tym-  Po tym jak Justin skończył nie wiedziałam, co powiedzieć. To mnie zmiażdżyło, modliłam się w myślach żeby to wszystko było złym snem, z którego się obudzę.
-Czy to Ty zadzwoniłeś po policję i pogotowię?- powiedz tak, powiedz tak, powiedz tak
-Nie- odpowiedział prawie szeptem, wbijając swój wzrok w ziemię. - Musiałem uciekać inaczej wszyscy mielibyśmy przejebane,a tak wezmą to za nieszczęśliwy wypadek
-Jesteś żałosny Justin! Gdyby nie Ty mój brat nie walczyłby dzisiaj o życie. To Ty powinieneś tam leżeć zamiast niego!-  wcale tak nie myślałam, ale złość wzięła górę i musiałam jakoś dać jej upust. Zostawiłam Biebera i ruszyłam do środka. Podeszłam do łóżka na którym leżał Austin, dotknęłam jego dłoni i nie wytrzymałam, wybuchnęłam ogromnym płaczem...

Justin POV

Wiedziałem, że prawda zniszczy wszystko, ale nie żałuję tej decyzji. W końcu pozbyłem się chociaż połowy ciężaru, który nosiłem przez wiele lat. 
-I jak?- usłyszałem za sobą głos Chaz'a. 
-Musimy jechać załatwić tą sprawę do końca. Jesteśmy to winni Butlerowi- powiedziałem wstając z ławki i ruszyłem do samochodu.
-Ostatni raz- powiedział Chaz zapinając pas bezpieczeństwa
-Ostatni raz- powtórzyłem i ruszyłem przed siebie.


______________________________________________________________________
Haha, pisany na szybko, więc nie jest jakiś wybitny. Mam nadzieję, że mi wybaczycie! Chcę wam podziękowac za tyle wyświetleń i za każdy komentarz! <3 Wy się postaraliście i ja też się postarałam i dodałam szybciej rozdział.

sobota, 16 sierpnia 2014

6.He's in Hospital

Powoli otworzyłem oczy i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, a raczej po pozostałościach tego pomieszczenia. Podniosłem się z podłogi, nawet nie wiem ile czasu tam leżałem, ale teraz nie miało to najmniejszego znaczenia. - Chaz, Austin- No tak przecież byłem z nimi. Zacząłem nerwowo sprawdzać każde pomieszczenie, ale nigdzie nie mogłem ich znaleźć.- Pewnie czekają w samochodzie- pomyślałem i udałem się do wyjścia, co chwilę sprawdzając czy nikt mnie nie śledzi. Wiedziałem, że za całym tym "wybuchem" stał Flacko i jego team, a strzelenie mi kulki w łeb będzie dla nich dodatkowym bonusem. Miałem już wychodzić na zewnątrz, ale usłyszałem czyjś głos...
-Stary, szukałem Cię wszędzie, nie dopali Cię?- poczułem niesamowitą ulgę słysząc za sobą głos Chaz'a. Odwróciłem się i zauważyłem, że tak samo jak ja miał szczęście.
-Nie, a gdzie Austin?- zapytałem, ale blondyn tylko wzruszył ramionami. Ruszyłem mijając Chaz'a,  ale ten odepchną mnie na tyle mocno, że znalazłem się tuż przy nim.
-Stary zaraz będą tu gliny, co Cię obchodzi jakiś typ?- popatrzył na mnie pytającym wzrokiem i położył dłonie na moich ramionach- Jay, jeżeli Cię złapią nie wygrzebiesz się z tego nigdy, Butler ma dzianych starych ze znajomościami, którzy wyciągnął go nawet z największego gówna, a Ty? Kto Tobie pomoże?- Blondyn puścił moje ramiona i dalej się we mnie wpatrywał, oczekując jakiegoś odzewu, ale jedyne, co otrzymał to moje zdezorientowane spojrzenie. Nie miałem pojęcia, co robić z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia, ale musiałem coś zrobić.
-Zostawiłem towar, wyjdę przez tylne wyjście, a Ty jedź zobaczymy się u Ciebie
-Stary, chyba Cię pojebało- usłyszałem kpiący głos Chaz'a, ale nie zwracałem na to uwagi. Ruszyłem przed siebie, chcąc szybko znaleźć Austina. Tak, wiem okłamałem swojego najlepszego kumpla, ale wiedziałem, że gdybym powiedział mu co tak naprawdę zamierzam zrobić to by mi nie odpuścił, a nie miałem czasu ani ochoty na jego "cenne" rady. Błąkałem się od pomieszczenia do pomieszczenia aż w końcu znalazłem zwijającego się na podłodze blondyna. Wyglądał koszmarnie, był cały we krwi i nie mógł się ruszać. Podbiegłem do niego i chciałem go podnieść, ale usłyszałem odgłos syreny policyjnej.
-Uciekaj- usłyszałem cichy głos Butlera, ale zignorowałem go, chwytając blondyna mocniej - posłuchaj chociaż raz i uciekaj, ze mną... ze mną im nie uciekniesz, a mi nic nie zrobią- Kurwa jakie to pogmatwane, cokolwiek bym nie zrobił i tak będzie źle.
-Jesteś pewny?- zobaczyłem jak kiwa głową mówiąc mi tym samym, że jest pewien swojej decyzji. Powoli położyłem go na ziemi i ostatni raz popatrzyłem w jego stronę mając nadzieję, że zmieni zdanie jednak nic takiego się nie wydarzyło, więc ruszyłem w głąb pomieszczenia.
Wybiegłem stamtąd najszybciej jak mogłem i wskoczyłem do swojego audi. Cały się trzęsłem ze strachu. No co? Jestem tylko człowiekiem, każdy z nas czegoś się boi. Zauważyłem, że wynoszą kogoś na noszach i wiedziałem, że tym kimś jest Butler. Ulżyło mi bo wiedziałem, że teraz będzie miał dobrą opiekę, a przede wszystkim, że nie dorwie go żaden typ od Flacko. Wyciągnąłem swojego Blackberry i napisałem do Chaz'a

Do: Chaz
Zwinęli Butlera do szpitala.


Rzuciłem telefon na siedzenie obok i ruszyłem za ambulansem by dowiedzieć się do którego szpitala zabierają Austina. Jechaliśmy dość długo, ale w końcu ambulans zatrzymał się przy 4035 Grand Viev Blvd
Nie mogłem wejść do szpitala i zapytać o Butlera mając na sobie całą koszulkę we krwi. Od razu każdy skojarzyłby, że miałem coś z tym wspólnego, dlatego pojechałem do domu. Przeskakiwałem, co 3 schodki byleby jak najszybciej znaleźć się w domu, zapaliłem światło i ujrzałem mamę siedzącą przy stole.
-Nawet nie wiesz... Nie wiesz jak się martwiłam- zwróciła swój wzrok na mnie, a w jej oczach był smutek. Oczywiście ja byłem przyczyną tego za co miałem ochotę dać sobie w mordę
-Ja, um... Przepraszam po prostu zasiedziałem się u Chaz'a - nienawidziłem siebie za każde kłamstwo, którym obdarzałem mamę, ale wiedziałem, że nie zniosła by prawdy.
-Nigdy więcej nie zostawiaj mnie bez informacji gdzie jesteś. Nawet nie wiesz jak bardzo się bałam, że coś Ci się stało- podszedłem do niej i przytuliłem ją, a tymczasem brunetka wybuchnęła płaczem. Wiedziałem, że się bała, straciła w swoim życiu już wystarczająco dużo osób. Odsunąłem się od niej, chwyciłem rękoma jej twarz i pocałowałem w czoło
-Idę spać, dobranoc i przepraszam jeszcze raz!
-śpij dobrze, kocham Cię
Udałem się do swojego pokoju, ściągnąłem z siebie zabrudzone ubrania. Dziękowałem Bogu w myślach, że Pattie była zbyt przejęta zamartwianiem się o mnie i nie zauważyła plam na mojej koszulce. Wyciągnąłem z szafy szarą bluzę, czarne baggy, a na nogi założyłem szare supry. Słyszałem jak mama krząta się jeszcze po mieszkaniu, dlatego otworzyłem okno w pokoju, wyciągnąłem papierosa i zapaliłem. Nie wiem dlaczego, ale to gówno zawsze mnie uspokajało, może nie tak jak mary jane, ale w obecnej chwili dawało radę. Usłyszałem dźwięk sms'a i wolną ręką wyciągnąłem swój telefon po czym go odblokowałem

Od: Chaz
Gdzie Ty kurwa jesteś?

Do: Chaz
Za 20 min. w Culver West
Convalenscent Hospital

Powoli uchyliłem drzwi by sprawdzić czy Pattie jeszcze nie śpi, ale jedyne co zastałem to ciemność i pustkę. Wyszedłem z mieszkania najciszej jak tylko mogłem i szybko ruszyłem do szpitala. Spojrzałem na zegarek: 4:28 -super- zauważyłem Mulata parkującego swojego czarnego cadillaca i wyszedłem ze swojego samochodu.
-Yo, co z nim?- usłyszałem głos Chaz'a, który właśnie opierał się o maskę samochodu
-Obchodzi Cię to w ogóle? Bo jakoś ostatnio miałeś w dupie czy żyje czy nie - syknąłem 
-Myślisz,że gdyby mnie nie obchodziło to stał bym tutaj?- wiedziałem, że tak samo jak ja się martwił, ale byłem zły, tak bardzo kurwa zły że musiałem chociaż trochę odreagować.- cho, musimy sprawdzić, co z nim.
Ruszyłem za Mulatem i po krótkiej chwili znaleźliśmy się w środku.
-Przepraszam, czy wie Pani, co z chłopakiem którego przywieźli tutaj po wypadku w starej fabryce?- zaczepiłem pierwszą lepszą pielęgniarkę, która obok nas przechodziła.- Nazywa się Austin, Austin Butler- dodałem
-Pan Butler znajduje się na bloku operacyjnym, może Pan poczekać przed wejściem na blok. Prosto w prawo i jeszcze raz w prawo
- Dziękuję bardzo

~*~
-Bieber, Bieber!- poczułem jak ktoś szarpie moje ramię i powoli otworzyłem oczy. - No w końcu! Właśnie skończyli go operować, jego stan jest ciężki, ale stabilny tylko tyle udało mi się wyciągnąć z tego lekarza. Powiedział, że tylko rodzinie może udzielić informacji
-A Ty oczywiście nie potrafisz kłamać
- Stary mam już kurwa dość tych problemów jak na jeden dzień, mam dość tego, że od doby jestem na nogach i dość Twoich pierdolonych humorów. Coraz częściej myślę żeby tym wszystkim rzucić i wyjechać. Nie chcę skończyć jak J...
-Jak Jaxon?- uniosłem brwi i momentalnie całe moje ciało się napięło. Nie lubiłem jak ktoś wspominał o nim. To była przeszłość,o której nie chciałem pamiętać.
-Tak, właśnie jak on! Możesz wmawiać swojej matce, że był dobrym człowiekiem, który znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej godzinie, ale my? My doskonale wiemy dlaczego go tu z nami nie ma, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że robimy wszystko by znaleźć się tam gdzie on teraz jest 

Nie mogłem wytrzymać siedząc z Chaz'em. Potrzebowałem chwili samotności. Wyszedłem na zewnątrz i usiadłem na krawężniku wyciągając ze spodni paczkę czerwonych marlboro. Włożyłem jednego do ust, zapaliłem i już po chwili mogłem rozkoszować się tym jak dym wypełnia moje płuca. Wiedziałem, że wszystko, co powiedział Chaz było prawdą, wiedziałem i zgadzałem się z nim, ale nie byłem w stanie powiedzieć tego głośno. Minęły dwa lata! Dwa pieprzone lata odkąd mój młodszy brat nie żyje, a ja nadal nie potrafię się z tym pogodzić i wiem, że nie zdołam tego zrobić dopóki go nie pomszczę! Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 7:12 Wstałem, wyrzuciłem końcówkę papierosa i ruszyłem w kierunku samochodu. Wyciągnąłem swojego Blackberry i napisałem sms'a 

Do Chaz:
Jadę po Val. 
Inaczej nie dowiemy się niczego
o Austinie. Jak chcesz to jedź do domu.

Zapiąłem pasy i z piskiem opon wyjechałem z parkingu. po kilkunastu minutach byłem pod mieszkaniem Butlerów.

Val POV
Wykąpana, ubrana i gotowa wybierałam się właśnie do pracy- Chociaż dzisiaj się nie spóźnię- pomyślałam wkładając na nogi czarne conversy. Napisałam jeszcze karteczkę dla Austina

"Zabije Cię jak wrócę z pracy za to
że nie wiem gdzie byłeś całą pieprzoną noc,
ale przez śmiercią zjedz jedzenie, które Ci zrobiłam!"
                                          Love, xo

Miałam już wychodzić gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.-Pewnie ten matoł zapomniał kluczy- pomyślałam i otworzyłam drzwi
-Jesteś największym deb...- nie dokończyłam, bo zamiast Austina w drzwiach ujrzałam Justina.- Bieber?Czego znowu chcesz? Austina nie ma!
-Wiem...Wiem, że go nie ma. Słuchaj Val, zdarzył się wypadek i i Austin jest w szpitalu.

____________________________________________________________
Chcę bardzo podziękować za ponad 1000 wejść to bardzo miłe!!! 
Trochę się porobiło, doszło też więcej postaci, które będziecie mogli zobaczyć w zakładce "Bohaterowie". Obiecuję, że następny rozdział będzie pisany z perspektywy Val.
Jest mi bardzo smutno, że mimo tylu wyświetleń pod rozdziałem są tylko dwa komentarze. Nie myślcie sobie, że jestem jakąś chciwą jędzą (pewnie i tak pomyślicie) ale bazując na waszych opiniach tworzę dalszą część tego opowiadania :)






niedziela, 10 sierpnia 2014

5.I can't give you what you deserve, Val

Justin POV

Szukałem Austina wszędzie, ale tego dupka nigdzie nie było. Ostatnim miejscem było jego mieszkanie, nie bez powodu zostawiłem go na sam koniec. Wiedziałem, że Val tam będzie, była zbyt mało rozrywkowa by gdziekolwiek się ruszyć. Stanąłem przed drzwiami i dokładnie wtedy dostałem sms

 Od: Austin
2 P.M w Compton Towne center
Załatwimy to raz na zawsze.

Po przeczytaniu wiadomości wsadziłem swój Blackberry do kieszeni spodni i zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi. Po chwili usłyszałem kroki i ujrzałem brunetkę. Jej wyraz twarzy mówił, że nie jestem mile widzianym gościem, co mnie nawet nie dziwi. Nie mam wyrzutów sumienia, przecież powiedziałem jej prawdę,mogłem jednak zrobić to bardziej delikatnie. Odezwałem się, bo prawdopodobnie gdybym tego nie zrobił to stalibyśmy tak do końca pieprzonego życia. Musiałem udawać, że nie wiem gdzie jest Austin, co w sumie nie było takie trudne, bo serio nie wiedziałem gdzie jest. Wiedziałem tylko, że jeszcze żyje i nikt nie skuł mu mordy. Brunetka nie chciała mnie wpuścić, ale dopiero widząc jakiegoś frajera obok niej zrozumiałem dlaczego. -Pieprzyła się z nim- moje oczy pociemniały ze złości i miałem ochotę coś rozwalić, ale wiedziałem, że to tylko pogorszy sytuację.
-Właśnie oglądamy film, może dołączysz?
-uf, nie pieprzyli się!- nie miałem ochoty oglądać filmu w towarzystwie tego lamusa, ale widziałem, że jeżeli zrezygnuję to stracę okazję do przebywania z Val. Nie myślcie sobie, że teraz będę starał się być wspaniałym, romantycznym chłopakiem, co to to nie! Po prostu nadal czuję niedosyt po chwili spędzonej w pokoju Val. 
-Co oglądamy?- zapytałem rzucając się na sofę 
-21 Jump Street- ugh, ten głos drażnił moje uszy i dałbym wiele żeby się go pozbyć
-Boże to dobre dla lamusów, macie coś lepszego?
-Może Ty "wielki znawco" coś zaproponujesz?- moje oczy skierowały się na brunetkę, która rzuciła we mnie paczką chipsów i usiadła pomiędzy mną a Niall'em.
-Hmm, proponuję "Shutter" chyba, że jesteście aż takimi lamusami?- wymawiając ostatnie słowa skupiłem swoją uwagę na blondynie
-Pff, włączaj to
-Nie! Oglądaliśmy 21 Jump Street i skończymy to oglądać, a Tobie jak nie pasuje to spadaj- Obydwoje skierowaliśmy wzrok na Val, która próbowała się opanować robiąc głęboki wdech i wydech
-Luz, księżniczko- odpowiedziałem wracając na swoje miejsce.

Byliśmy gdzieś w połowie filmu, a blondyn skonsumował już 2 paczki chipsów, paluszki i żelki. Czy on kurwa ma tasiemca czy co? Film nudził mnie na tyle żeby zwracać uwagę na takie głupoty, widziałem też jak na nią co chwilę patrzy, co wkurwiało mnie na tyle, że miałem ochotę mu wpieprzyć, ale przerwał mi dźwięk mojego Blackberry. Poszedłem do kuchni i odebrałem telefon
-Yo, Justin! Załatwiłeś sprawę?
-Yo, Chaz! Dzisiaj jadę do Compton
-Pchasz się w niezłe gówno stary
-Jestem w nim już od dawna, więc co za różnica- odpowiedziałem obojętnym głosem. Kątem oka zerknąłem na Val i zobaczyłem jak blondyn próbuje ją objąć. -Stary nie mogę teraz gadać, zadzwonię jak będę w drodze, a i jeszcze jedno: sprawdź gdzie pracuje siostra Austina i wyślij mi adres tylko szybko- Nie czekając na odpowiedź wsadziłem telefon do kieszeni i wróciłem na swoje miejsce. Blondyn jakby przestraszony od razu zabrał swoją rękę. -Boi się i dobrze, bo ma kogo- Po ok. 5 minutach dostałem sms od Chaz'a, co jak co, ale w szybkim zdobywaniu informacji był mistrzem
-Um, słyszeliście? Podobno tutaj obok w Starbucks było włamanie- Nie oceniajcie mnie, to tylko małe kłamstewko, who cares?
-Szlag, muszę sprawdzić, co tam się dzieje. Wybacz Val- o taaak! na to czekałem
-Jadę z Tobą-  zobaczyłem jak brunetka wstaje z sofy i kieruje się do drzwi
-Lepiej zostań tutaj, zadzwonię jak się czegoś dowiem, dziękuję za dzisiaj i przepraszam- blondyn pocałował Val w policzek i wyszedł.
-Chyba już czas na Ciebie- brunetka spojrzała na mnie i wskoczyła na blat kuchenny
-Nadal jesteś zła?- zapytałem podchodząc bliżej tym samym zmniejszając odległość między nami
-Tak... tylko nie wiem na kogo bardziej. Na siebie czy na Ciebie...- momentalnie wbiła swój wzrok w podłogę
-Nie obwiniaj się- złapałem jej podbródek tak by spojrzała na mnie
-Gdyby nie ten pieprzony telefon prawdopodobnie dzisiaj nie byłabym już dziewicą, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że zrobiłabym to z chłopakiem, którego nie znam, który potraktował mnie jak szmatę i którego tak cholernie nie mogę zapomnieć!

Zatkało mnie! Po raz pierwszy od nie wiem kiedy. Widziałem jak łzy spływają po jej policzkach i moje serce o ile je mam zmiękło. Widok płaczącej kobiety był dla mnie nie do zniesienia. Wziąłem Val na ręce i zaniosłem do jej pokoju. 
-shh, nie płacz- położyłem się obok niej i gładziłem jej policzek
-Jesteś taki popieprzony, tak trudno Cię rozgryźć- usłyszałem cichy głos brunetki 
-Wiem, całe moje życie jest popieprzone i dlatego nie chcę Ciebie w nie mieszać
-Co masz przez to na myśli?
-Val, to się nie uda. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, a ja nie potrafię Ci tego dać, nie teraz...

Val POV
-Justin, proszę zostaw mnie samą
-Przepraszam... Przepraszam za wszystko, co zrobiłem, przepraszam, że dałem Ci nadzieję

Usłyszałam jak drzwi się zamykają i wtedy straciłam nad sobą kontrolę. Podeszłam do lustra i z całej siły w nie uderzyłam. Nie mogłam na siebie patrzeć. Trzy dni, trzy pieprzone dni wystarczyły żebym dała omotać się jakiemuś szmaciarzowi, co ze mną jest do cholery nie tak? Dlaczego to ja zawsze muszę cierpieć?  -"Zasługujesz na wszystko, co najlepsze, a ja nie potrafię Ci tego dać, nie teraz"- nie mogłam wyrzucić z głowy tych słów. Nie teraz? to kurwa kiedy?! -Nie zamierzam czekać całe życie, Bieber-  Na podłodze walały się odłamki szkła, moja ręka była cała we krwi, więc udałam się do łazienki by ją obmyć. Byłam wyczerpana tym wszystkim. Tutaj miało być tak pięknie, moje życie miało być jak z bajki, a niestety rzeczywistość jak zawsze sprzedała mi kopniaka w dupę. Położyłam się wzięłam do ręki Ipod'a i włączyłam pierwszą lepszą piosenkę

Goodbye, there’s just no sadder word to say
And it’s sad to walk away
With just the memories
Who’s to know what might have been
We’ll leave behind a life and time
We’ll never know again

Please remember, please remember
I was there for you
And you were there for me
And remember, please remember me

Słysząc słowa LeAnn Rimes wybuchnęłam płaczem. Nie potrafiłam, a nawet nie chciałam powstrzymywać łez. Babcia zawsze mówiła, że jak ktoś Cię zrani to wraz z płaczem wypłyną wszystkie złe emocje i zostanie tylko radość. Oby miała rację...

Justin POV

-Kurwa!Kurwa!Kurwa!- uderzałem z całej siły w kierownicę mojego czarnego audi R8. Byłem zły, przecież to było oczywiste, że coś do mnie poczuje, przecież do kurwy całowałem ją,dotykałem, przecież ona w przeciwieństwie do mnie nie była z kamienia. Wiedziałem, że nie jest taka jak inne dziewczyny, z którymi się zadawałem, a mimo wszystko zaryzykowałem i zraniłem ją, zgrywam dorosłego, a zachowuje się jak 15- latek z szalejącymi hormonami. - Do niczego jej nie zmuszałeś, Justin. Sama jest sobie winna- Ugh, ten potworny demon w mojej głowie zawsze odzywa się nie proszony. -Może dlatego, że jest demonem? złym?
-Morda!- krzyknąłem jakby to miało coś pomóc. 
Wyciągnąłem z kieszeni Blackberry i zadzwoniłem do Chaz'a
-Już jadę będę na miejscu za ok. 40 minut
-Luz, mam już wszystkie informacje. Austin jest już na miejscu.
-Nie róbcie nic dopóki nie przyjadę
-W takim razie się pośpiesz, bo zaraz tu będą
Po usłyszeniu ostatniego zdania od Chaz'a rzuciłem telefon na siedzenie obok i ruszyłem najszybciej jak się dało. Byłem na miejscu po 30 minutach. Wszędzie było ciemno i brudno -Nic nowego- pomyślałem i ruszyłem przed siebie. 
-W końcu jesteś- podskoczyłem przestraszony, przez co Austin i Chaz trzymali się za brzuchy ze śmiechu- Jeszcze ich nie ma?- zmroziłem ich wzrokiem dzięki czemu spoważniali 
- za ok 20 minut będą- popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem.- System do namierzania nigdy się nie myli- Chaz uśmiechnął się głupio
-Załatwmy to szybko, nie mam ochoty na gierki- i znowu ten wkurwiający głos Austina
-Bieber uspokój się
-Jak mam być do chuja spokojny jak przez takiego kutasa jak Ty ryzykuję życie?
-A kto mnie w to wpakował?! Toniesz w tym gównie już od dawna, Bieber- nie wytrzymałem i wymierzyłem mu cios w twarz.
-Ej, uspokójcie się! Nie mamy teraz czasu na takie dziecinne zachowania- usłyszeliśmy Chaz'a i odsunęliśmy się od siebie. - Ja idę z Bieberem do środka, a Ty Austin stoisz na czatach. Zrozumiano?- obydwaj skinęliśmy głową i rozeszliśmy się  w swoją stronę. Przez całą drogę szliśmy w milczeniu, ale nie było ono nie komfortowe, po prostu każdy z nas był skupiony na tym by nie dostać kulki w łeb. Weszliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak opuszczony zakład. W środku było pełno szafek i porozwalanych rzeczy. Nie miałem zbyt dużo czasu na znalezienie tego czego szukałem dlatego rozwalałem wszystko, co stawało na mojej drodze.
-Mam to!- krzyknąłem, biorąc do rąk kilka zafoliowanych paczek i uciekając przez drugie wyjście.
-W następnym powinno być coś jeszcze
-Stary, zostaw to! Mamy to, co nam trzeba- nie mieliśmy zbyt dużo czasu, ale ufałem Chaz'owi. 
-Biegnij, spotkamy się przy samochodzie
Budynek był tak pokręcony, że przez pomyłkę trafiłem do innego pomieszczenia. Wtedy usłyszałem głośny huk, a potem była już tylko ciemność...

________________________________________________________________
Dzisiaj dużo Justina, a mało Val. Mam nadzieję, że tak też jest dobrze. Mniej więcej mam już pomysł na kolejne rozdziały, więc jak się postaracie to będą szybko. Bardzo mi miło, że niektóre osoby wyrażają swoją opinię. To naprawdę pomaga! Jednak mam taką prośbę, a mianowicie czy moglibyście swoje blogi dodawać w zakładce "Wasze opowiadania"? 

środa, 6 sierpnia 2014

4.Do I know You?

-Nie, nie, nie!- Krzyczałam szybko wstając z łóżka, a raczej wypadając z niego. Dlaczego każda 5 minutowa drzemka kończy się konkretnym zaspaniem?! Pobiegłam szybko do łazienki, wzięłam chyba najkrótszy prysznic w moim życiu, zrobiłam make up, ubrałam się i wybiegłam z mieszkania. Na całe szczęście złapałam szybko taksówkę i nie było dużych korków, więc byłam spóźniona jakieś 10 minut.
- Świetnie Pani zaczyna pracę- usłyszałam głos mężczyzny, który wyglądał na bardzo zirytowanego. No nieźle Val.
-Um, ja przepraszam, ale... ale mój brat bardzo źle się czuł i musiałam, um, musiałam zawieźć go do szpitala- Nigdy nie umiałam dobrze kłamać, tym razem wcale nie było inaczej
-Trzy ostrzeżenia i wylatujesz, a teraz bierz się do roboty, zrozumiano?- ugh, co za wredny typ
-Tak, proszę Pana, a więc co mam robić?
-Niall Ci wszystko wytłumaczy. Niall, chodź tu!- zaczęłam rozglądać się po lokalu, aż moje oczy ujrzały przed sobą dziwnie znajomą blond czuprynę
-O Jezu!- krzyknęłam przypominając sobie zeszłą noc. To na niego wpadłam i to wobec niego zachowałam się jak suka, a teraz? teraz będę z nim pracować? jezu...
-Wolę jak mówią mi Niall, ale Jezus też będzie. Cześć, um?
-Val, miło mi Cię poznać- uśmiechnęłam się przez, co kąciki ust blondyna uniosły się do góry
-Zdecydowanie lepiej wyglądasz uśmiechnięta niż zapłakana, a tak w ogóle jak kolano?
-Już lepiej, przepraszam za moje zachowanie. Po prostu ja...- nie zdążyłam dokończyć
-Zły dzień?
-Coś w tym stylu- mruknęłam
-Niestety musimy wracać do pracy, musisz założyć firmowe ubrania i będziesz roznosiła zamówienia, ok?- skinęłam głową, po czym ruszyłam za blondynem. Przebrałam się, wrzuciłam ubrania do szafki i byłam gotowa do pracy. Nie byłabym sobą gdybym nie pomyliła kilku zamówień, ale na całe szczęście Niall był wyrozumiały nie to co ten stary typ, który mnie przyjmował.
-Macie 15 minut przerwy- ugh, o dupku mowa pomyślałam po czym udałam się na zaplecze.
-Ten szef to idiota- powiedziałam do blondyna, który zawzięcie konsumował swoją kanapkę
-Dlaczego tak uważasz?- prychną nie odwracając wzroku od jedzenia
-Jest wredny i traktuje nas jak pół-mózgów
-Przesadzasz, Val. Ale jest trochę nadęty
-Jeju, Niall, ale Ty go bronisz
-Nie bronię, po prostu znam go dłużej niż Ty, a teraz wstawaj, bo koniec przerwy- wykrzywił swoje usta w podkówkę i ruszył do środka, a ja razem z nim.
 Było tak dużo ludzi, że ledwo nadążałam, ale dzięki temu szybciej minął czas, a przede wszystkim mojej głowy nie zaprzątały myśli o Justinie.
-Uf, w końcu wolne- usłyszałam głos Niall'a, który właśnie przepuścił mnie w drzwiach, gentleman! - może... może miałabyś ochotę na jakiś spacer czy coś?
- Wybacz, ale umówiłam się dzisiaj z moją przyjaciółką na oglądanie filmu
-Aaa, jasne nie ma sprawy, ale na wszelki wypadek weź mój numer- Wyciągnęłam swój telefon i zapisałam numer chłopaka po czym uściskałam go na pożegnanie.
 Znam go jeden dzień, ale wydaje się być bardzo w porządku chłopakiem. W jego towarzystwie czuje się dobrze, nie jestem skrępowana, ani nie martwię się tym, że palnę coś głupiego. Inaczej jest w obecności Justina- o nie, znowu myślisz o tym dupku- skarciłam się w myślach. Jak to możliwe, że nie mogę przestać o nim myśleć? Przecież jest zwykłym pajacem z ego większym niż jego penis.

-Jestem!- krzyknęłam udając się prosto do mojego pokoju. przebrałam się i poszłam do kuchni zrobić obiad
-Jak w pracy?- podskoczyłam przestraszona i usłyszałam głośny śmiech Austina
-Ha ha, bardzo śmieszne. A co do pracy to szef to idiota, ale daje radę. Zrobiłam kurczaka, chcesz?
-Jadłem na mieście, a poza tym zaraz wychodzę
-Gdzie znowu idziesz?- jestem tu kilka dni, ale nie spędziłam z własnym bratem więcej niż dwóch godzin
-Mam kilka spraw do załatwienia- przewróciłam oczami - spokojnie, idę z Justinem na miasto
-aa, ok- Justin, Justin, Justin kurwa to imię prześladowało mnie od kilku dni.
-Trzymaj się mała i dzwoń jak coś!
Po wyjściu Austina udałam się do pokoju, aby go trochę ogarnąć. Zerknęłam na IPhona i zauważyłam 2 wiadomości

Od: Niall
 Tylko nie oglądaj do późna filmów,
bo jutro już Ci nikt nie uwierzy
w chorobę brata. :)

Od: Kate
Wybacz Val, ale nie dam rady
dzisiaj przyjść. Wypadło mi coś

Ugh, serio? rzuciłam się na łóżko i jeszcze raz prześledziłam wzrokiem wiadomość od Kate. Nie byłam na nią zła, ale trochę się wkurzyłam. Nie lubię jak ktoś wystawia mnie w ostatniej chwili. Nie chciałam spędzić całego wieczoru sama, więc wpadłam na pewien pomysł

Do: Niall
Niestety nie lubię oglądać filmów sama,
a przyjaciółka mnie wystawiła, więc
może Ty mi dotrzymasz towarzystwa?

Od: Niall
Z chęcią dotrzymam Ci towarzystwa.
Podaj adres! :)

Wysłałam blondynowi adres i zaczęłam sprzątać pokój. Nie było w nim aż tak dużego syfu, więc szybko skończyłam. Z nudów zaczęłam przeglądać filmy, które moglibyśmy obejrzeć, ale przerwał mi dzwonek do drzwi.
-Wybacz, że tak długo, ale wstąpiłem jeszcze do sklepu po chipsy, paluszki, popcorn, jakieś batoniki. Co to za oglądanie filmu bez jedzenia, prawda?- wybuchnęłam śmiechem patrząc na Niall'a ledwo trzymającego wszystkie słodkości.
-Pomogę Ci- wzięłam od niego jedną torbę i zamknęłam drzwi. Wypakowaliśmy całe jedzenie na łóżko i zaczęliśmy szukać filmu w międzyczasie rozmawiając. Dowiedziałam się, że blondyn ma starszego brata, studiuje medycynę, nie lubi horrorów i kocha jedzenie. Po 10 minutach zdecydowaliśmy się obejrzeć "21 Jump Street" . Otworzyliśmy jedzenie, usiedliśmy wygodnie i zaczęliśmy oglądać. Już po kilkunastu minutach nie mogłam opanować śmiechu i widziałam, że Niall ma tak samo. 
-Ktoś dzwoni do drzwi, zaraz wracam - wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi otwierając je. 
-Cześć- o nienienienienienie, tylko nie on! Poczułam jak moje ręce pocą się z nerwów
-Czego chcesz Bieber?
-Szukam Austina- jego oczy wierciły dziurę w mojej głowie
-Myślałam, że jest z Tobą.- no jasne jeszcze własny brat mnie okłamuje, super...
-Zadzwonię do niego, ale najpierw mnie wpuść
-Um, wybacz, ale nie! 
-Spokojnie, nie mam zamiaru Cię pieprzyć- posłał mi ten swój cwaniacki uśmieszek, a w moim brzuchu wybuchło milion fajerwerków
-Ej, Val co Ty tam tak długo ro... yy, sorki nie chciałem przeszkodzić-odwróciłam się i zobaczyłam Niall'a, który stał zakłopotany. 
-Kto to?- tym razem usłyszałam głos Justina. Mój wzrok skierował się na twarz Justina. Jego oczy nie były już takie czekoladowe, teraz przybrały ciemniejszy kolor
-Justin to jest Niall, mój kolega z pracy. Niall, to jest Justin. Przyjaciel mojego brata
-Właśnie oglądamy film, może dołączysz?- blondyn i te jego pieprzone pomysły
-NIE!- krzyknęłam -znaczy Justin nie może, bo musi znaleźć mojego brata
-Właściwie to z chęcią dołączę do Was, a Austina znajdę później- ugh, ten dzień jest coraz gorszy. - Szybka jesteś shawty, wczoraj ja, dzisiaj on, ciekawe kto będzie juro?- poczułam jego usta przy moim uchu, a przez moje ciało przebiegł dreszcz. -Nieważne ilu by ich było i tak nikt nie zajmie się Twoją słodką cipką tak dobrze jak ja- odsuną się i puścił mi oczko siadając na kanapie. 
Nienawidzę go! gdyby nie było Niall'a to jego piękna twarz nie byłaby już taka piękna. Mam nadzieję, że ten wieczór szybko minie i nikomu nie stanie się żadna krzywda, ale po minie Biebera stwierdzam, że wcale nie będzie tak kolorowo!

_____________________________________________________________________________

No i jest 4 rozdział. Nie jestem z niego zbytnio zadowolona, ale też nie jest najgorszy. 
Nie chcę Was ciągle prosić o wyrażanie swojej opinii, ale byłoby mi miło gdybyście napisali kilka słów od siebie. Mam jeszcze jedno pytanie, a mianowicie czy chcecie opowiadanie tylko z perspektywy Val? Czy z Justina też? 


niedziela, 3 sierpnia 2014

3.Karma is a bitch. Be careful, Justin!

Val Pov

-Szlag!- krzyknęłam chowając głowę w poduszkę. Dopiero po wyjściu bruneta zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam... zrobiliśmy. -Zachowałaś się jak zwykła dziwka- nie mogłam uciszyć swojej podświadomości, a tak naprawdę wiedziałam, że mówi prawdę. Zawsze gardziłam dziewczynami, które pieprzyły się na lewo i prawo z nowo poznanymi gośćmi, a tak naprawdę teraz zrobiłam prawie to samo. Nie znałam Justina, nie wiedziałam, co lubi, czym się interesuje, czy studiuje. Z pozoru błahostki, ale przecież takie rzeczy powinny zbliżać do siebie ludzi, a nie seks... 
-W końcu się odzywasz- po kilku sygnałach usłyszałam głos mojej kochanej przyjaciółki. 
-Wybacz, miałam tyle na głowie. Przeprowadzka i inne rzeczy
-Inne rzeczy? chcesz mi coś o tym powiedzieć?
-O tak, jesteś już w L.A?
-Jestem, Sidewalk cafe za godzinę?
-OK, to do później, pa
Rozłączyłam się i poszłam wziąć szybki prysznic. Po tym wszystkim, co się stało niedawno naprawdę go potrzebowałam. Zrobiłam lekki make up, założyłam ubrania i wyszłam zamykając za sobą mieszkanie. Miałam jeszcze dużo czasu, więc postanowiłam przejść się "z buta". Okolica była naprawdę ładna. Do tego cudowny zachód słońca, śmiechy ludzi chodzących wzdłuż Venice beach, tu było niesamowicie! Nawet nie wiem kiedy znalazłam się przed wejściem do Sidewalk cafe. Rozglądnęłam się, ale nigdzie nie widziałam Kate. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ odkąd pamiętam jeszcze nigdy nie przyszła na czas. Usiadłam przy stoliku i złożyłam zamówienie. Po ok. 10 minutach ujrzałam blond czuprynę przepychającą się przez tłum ludzi.
-Wybacz, nie wiedziałam, co ubrać- przewróciłam oczami, przytulając przyjaciółkę. Nie widziałyśmy się tylko kilka dni, a ja tak bardzo za nią tęskniłam. 
-Wyglądasz pięknie, jak zawsze zresztą!
-Ty mi tu nie słodź tylko mów o co chodzi, bo przez drogę tutaj w mojej głowie powstało chyba z milion teorii.
-Aż boję się pytać- wybuchnęłam śmiechem na co Kate spiorunowała mnie wzrokiem. - No ok. Zaczęło się od tego, że upiłam się na domówce, którą organizował Austin, wtedy poznałam Justina...- opowiedziałam jej całą historię, a wyraz jej twarzy świadczył o tym, że była w wielkim szoku.
-O mój boże! Czy Ty właśnie powiedziałaś, że o mały włos nie straciłaś dziewictwa z przypadkowym gościem?- Kate krzyknęła przyciągając wzrok ludzi siedzących niedaleko nas
-Ciszej! Na prawdę nie chcę wyjść na jakąś dziwkę przy wszystkich ludziach w kawiarni- odpowiedziałam, trzymając dłoń na jej ustach. - Nie chciałam żeby do tego doszło, naprawdę
-Ale nie powstrzymałaś go, prawda?
-No ni.. nie, ale to wszystko działo się tak szybko i on...- poczułam jak moje policzki różowieją, spuściłam swój wzrok na podłogę, która wydawała się w tym momencie bardzo ciekawym obiektem.
-Valerie Butler, czy Ty coś czujesz do tego chłopaka?
-No coś Ty, przecież ja go nawet nie znam...
-Ale z uprawianiem "suchego seksu" z nim nie miałaś problemu- schowałam twarz w dłoniach chcąc zniknąć z powierzchni ziemi- Val, nie oceniam Cię. Znam Cię od zawsze i wiem, że masz teraz wyrzuty sumienia, ale z drugiej strony może to będzie początek pięknej miłości? Kto wie... 
- To nie pieprzone "Pretty Woman" Kate.- Czułam się zażenowana, a pod powiekami gromadziły mi się łzy, których za wszelką cenę próbowałam się pozbyć. Oczywiście nie wstydziłam się płakać przy Kate, bo robiłam to już miliony razy, ale miejsce, w którym obecnie przebywałyśmy nie było odpowiednie na tego typu czynności. Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu.

Nadawca: Austin
Jesteś w mieszkaniu? 

Do: Austin
Jestem z Kate w Siedewalk cafe. 
Stało się coś?

Nadawca: Austin
Jestem w pobliżu tej Kawiarni. Zapomniałem kluczy,
 więc może mi podrzucisz zapasowe?
Siedzimy niedaleko wypożyczalni rowerów.

Do: Austin
OK, postaram się Ciebie znaleźć.

-Uuu, czyżby Justin się stęsknił?
-To Austin. Chce żebym mu podrzuciła klucze do mieszkania, więc spadamy stąd.
-OK, boże tak dawno nie widziałam Twojego brata...
-Uwierz mi, nie ma czego żałować!
Zapłaciłam za zamówienie i ruszyłyśmy przed siebie. Nie orientowałam się w terenie bardzo dobrze, ale po kilkunastu minutach zobaczyłam kilku chłopaków śmigających na rowerach i deskach. Zobaczyłam znajomą twarz i na jej widok moje serce przyśpieszyło. - To.. To jest właśnie Justin- wskazałam palcem na bruneta siedzącego na desce.
-Osz kurde, Val Ty szczęś...- nie dokończyła, bo to co zobaczyłyśmy odebrało nam mowę. -Czy, czy on właśnie leci w ślinę z inną? - nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Patrzyłam jak Justin całuję jakąś dziewczynę i o dziwo nie chciało mi się płakać. Byłam zła, zła na niego na nią, a przede wszystkim na siebie. Jak mogłam być tak głupia i naiwna? Dałam się omotać zwykłemu szmaciarzowi, który nie ma do zaoferowania nic więcej poza swoim kutasem. Dobrze, że iloraz inteligencji nie jest wyznacznikiem długości penisa, bo biedak miałby pusto w spodniach.
-Val, tak mi przykro- ah, no tak! Przecież jest ze mną Kate. Byłam tak pochłonięta zabijaniem Biebera w myślach, że zupełnie zapomniałam o mojej przyjaciółce.
-Karma to suka, Kate. Zawsze wraca- może to głupie, ale wierzyłam w to, że jeżeli zrobisz coś złego to los w przyszłym czasie odwdzięczy się za to. To samo dotyczyło również dobrych rzeczy z tą różnicą, że w tym przypadku czekało na Ciebie coś dobrego.

-Cześć wszystkim- krzyknęłam witając się z każdym po kolei aż w końcu padło na Justina
-Hej, jak długo tu jesteś?-zapytał lekko przestraszony
-Dopiero przyszłam - wysiliłam się na najbardziej sztuczny uśmiech i odsunęłam się od niego. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, lecz nie czułam się komfortowo. Szybko przeniosłam swój wzrok na Austina, który skupiony był na rozmowie z Kate, która cały czas się chichotała. Przypomniało mi się, że zawsze jak do niej zagadywał momentalnie jej twarz robiła się koloru truskawki, a kiedyś gdy była mega pijana powiedziała, że Austin jej się podoba. 
-Hej, orientuj się- krzyknęłam jednocześnie rzucając klucze w stronę brata. 
-Dzięki, młoda. Co ja bym bez Ciebie zrobił?
-Zadaje sobie to pytanie codziennie- razem z Kate zaczęłyśmy się śmiać, natomiast Austin udawał oburzonego, ale słabo mu to wychodziło. W przeciwieństwie do mnie był słabym aktorem. - Wybaczcie, ale ja będę już spadać
-Co?! przecież jest dopiero po 23
-Znam się na zegarku Kate, ale jutro mam pierwszy dzień pracy i nie chcę się spóźnić lub przyjść niewyspana i zrobić złe pierwsze wrażenie
-Nie chwaliłaś się nową pracą!
-na razie nie ma czym, zwykła praca w Starbucks, ale przez nią muszą już iść. 
-Mieliśmy iść właśnie do wesołego miasteczka- odezwał się Austin
-Kate z Tobą pójdzie, ona uwielbia te rzeczy
-Um, jeżeli to nie kłopot to mogę pójść- haha, uwielbiam jej nieśmiałość w stosunku do mojego brata
-No więc wszystko załatwione, bawcie się dobrze- uściskałam każdego po kolei, oprócz Justina, którego nie widziałam. Może to i lepiej. Wyciągnęłam z torebki mój telefon i słuchawki po czym włączyłam "wings" Birdy i ruszyłam przed siebie. Czułam, że ktoś nieustannie za mną idzie, więc przyśpieszyłam, ale on nie dawał za wygraną. Odwróciłam lekko głowę i poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę, odruchowo zaczęłam krzyczeć.
-Uspokój się! To ja- usłyszałam znajomy głos, co trochę mnie uspokoiło 
- Czego chcesz, Bieber?- naprawdę nie miałam najmniejszej ochoty na rozmowę z nim
-Pomyślałem, że Cię odprowadzę i może um, dokończymy to, co zaczęliśmy?
-Pieprz się- warknęłam wymijając bruneta
-Co? Val o co Ci chodzi?- widziałam na jego twarzy zdezorientowanie
-O co mi chodzi? Powiedz mi lepiej o co Tobie chodzi? w co Ty grasz?- odwróciłam się i rzuciłam złowrogie spojrzenie brunetowi. - Chociaż w sumie nie interesuje mnie to już. Nie znam Cię, a pozwoliłam Ci na rzeczy, których inni nie mogli robić mimo długoletniej znajomości i nigdy sobie tego nie wybaczę. Więc lepiej wróć do swojej "przyjaciółeczki" od całowania, bo ja odpadam. 
-Chciałaś tego tak samo jak ja, więc nie zwalaj całej winy na mnie. Nic Ci kurwa nie obiecywałem!

Chciałam coś powiedzieć, naprawdę chciałam, chciałam go zwyzywać, powiedzieć mu jak wielkim idiotą jest i jak ogromnego pajaca z siebie robi, ale żadne słowo nie mogło wydostać się z mojej buzi. Ostatni raz na niego spojrzałam po czym odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Nie wiem dlaczego to robiłam, przecież wiedziałam, że za mną nie pobiegnie. Łzy zaczęły gromadzić się pod moimi powiekami, a ja nie miałam już siły by je powstrzymywać, dlatego pozwoliłam im swobodnie spływać po mojej twarzy. 
-Auć- krzyknęłam trzymając się za kolano, z którego leciała krew
-Jezu, nic Ci się nie stało?- usłyszałam łagodny męski głos. Podniosłam wzrok i ujrzałam blondyna, mniej więcej mojego wieku, o słodkich niebieskich oczach
-um, mogło być gorzej- jego wzrok powędrował na moje kolano
-Zaczekaj na mnie, obok jest sklep, kupię plaster i zakleimy Twoje kolano, okej?- zapytał posyłając mi nieśmiały uśmiech. 
-Poradzę sobie sama- powoli wstałam i utykając ruszyłam w stronę mieszkania. Zrobiło mi się żal tego blondyna. Potraktowałam go źle, a on chciał mi tylko pomóc. - Justin też na początku Ci pomógł- o nie,znowu ta głupia podświadomość. Weszłam do mieszkania i od razu ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, następnie odkaziłam zranione kolano i przykleiłam plaster. Rzuciłam się na łóżko i wzięłam do ręki telefon. Miałam 3 nieprzeczytane wiadomości i 5 nieodebranych połączeń.

Od: Mama
Kochanie, wszystko w porządku?
Dzwoniłam do Ciebie i do Austina,
ale nie odbieracie telefonu. Martwię się!

Od: Kate
Jejuu! Żałuj, że nie zostałaś, ta laska od 
całowania nie zniosła pojedynku z Twister'em
i zwróciła obiad na Justina spodnie, LOL.
Jesteś już w domu? xo

Od: Kate
Val, żyjesz?! 
Martwię się!

Uśmiechnęłam się do telefonu po odczytaniu wiadomości od Kate. Jednak miałam rację: Karma zawsze wraca! Byłam bardzo zmęczona, ale nie chciałam niepotrzebnie martwić zarówno mamy jak i Kate, dlatego postanowiłam im odpisać.

Do: Mama
Wszystko w porządku, mamo.
Byliśmy ze znajomymi i nie słyszeliśmy, że dzwoniłaś.
Jutro do Ciebie zadzwonię, bo teraz padam ze zmęczenia.
Dobranoc! xo

Do: Kate
Wybacz, miałam wyciszone dźwięki.
Jestem już w domu i właśnie idę spać.
Dobrze tak szmaciarzowi!
Baw się dobrze! xo

Nastawiłam budzik, odłożyłam telefon na półkę obok łóżka i momentalnie zasnęłam.


_________________________________________________________________________________

No i za nami 3 rozdział! Mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będzie coraz lepiej i coraz więcej ludzi zacznie czytać i wyrażać swoją opinię na temat tego opowiadania. Jeżeli macie jakieś zastrzeżenia to śmiało piszcie. A może macie jakieś propozycje? Jeżeli nie chcecie się ujawniać zawsze istnieje opcja "Anonim"  :)