czwartek, 30 kwietnia 2015

27. You always will be my LA BABY!

Ten ostatni rozdział dedykuję Wam wszystkim, ale w szczególności 
moim najwierniejszym czytelniczkom czyli:
Lily Ol, Michkusi, Kindze Skórze, Martynie Bieber,
Natalii Łabojewskiej, Antoninie Zamiar i Juli_460
Życzę każdemu kto prowadzi bloga takich czytelników jak Wy! :*



-O nie! Tym razem nie pozwolę Ci uciec!- poczułam jak silne dłonie chłopaka przyciskają mnie do maski samochodu. -Mam gdzieś czekanie, bo wiem, że jeżeli jesteśmy sobie przeznaczeni to nie musimy czekać! Przejdziemy przez to całe gówno razem, ramie w ramię!
-Justin, nie możesz rzucić wszystkiego dla mnie- wyszeptałam próbując opanować łzy i łamiący się głos
-Przez ten cały czas kiedy patrzyłem Ci w oczy i cały ten czas gdy pisałem do Ciebie o drugiej w nocy, że nie mogę przestać o Tobie myśleć. Nie rozumiesz tego? Zdecydowałem się na Ciebie, po prostu się kurwa na Ciebie zdecydowałem, bo nikt... Po prostu nikt nie dał mi takiego uczucia jakie dałaś mi Ty. Proszę nie zabieraj mi tego- skinęłam lekko głową nie będąc w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa i z całej siły przytuliłam Justina.
-Przepraszam, Justin- wyszeptałam nie odrywając się od blondyna i pozwalając by mój tusz brudził jego koszulkę.
-Już dobrze, księżniczko, już dobrze

2 LATA PÓŹNIEJ!

-Pasażerowie lotu 162 proszeni są o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Przygotowujemy się do lądowania.- spojrzałam na blondyna, który smacznie chrapał na siedzeniu obok. Wyglądał tak słodko, że postanowiłam go nie budzić i sama zatroszczyłam się o jego bezpieczeństwo zapinając jego pas.
Kilka tygodni wcześniej postanowiliśmy, że zaraz po ukończeniu przeze mnie szkoły i odebraniu dyplomu wybierzemy się do Nowego Jorku, który stał się dla Justina drugim domem odkąd rok temu zaczął swoją przygodę koszykarską w New York Knicks. Oczywiście nie miałam mu tego za złe, a wręcz przeciwnie! Bardzo go wspierałam tak samo jak on mnie podczas mojej terapii, która trwała ponad rok i była bardzo, ale to bardzo ciężka zarówno dla mnie jak i dla moich najbliższych. Na szczęście wszystko się udało i moja waga od kilkunastu miesięcy nie spada poniżej 50 kg. 
-Jaay, obudź się- lekko potrząsnęłam ramieniem chłopaka, a ten po omacku zaczął dotykać mojej twarzy palcem wskazującym -Co Ty robisz?-zapytałam zdziwiona
-Szukam wyłącznika- mruknął powoli otwierając oczy i całując mnie w usta. -Mmm, chyba znalazłem-wyszeptał ponownie złączając nasze wargi.
-Patrz Zbyszek jaka ta dzisiejsza młodzież niewychowana - usłyszeliśmy głos starszej kobiety i o mało nie wybuchnęliśmy śmiechem. Oczywiście Justin musiał dolać oliwy do ognia mówiąc mi wszystkie niegrzeczne rzeczy, które będzie ze mną robił dziś wieczorem na tyle głośno by słyszał to prawie każdy w samolocie. Przyznam, że mimo iż słowa Justina miały na celu tylko zdenerwowanie starszej kobiety to skłamałabym mówiąc, że mnie nie podnieciły. 
-Co teraz robimy?- zapytałam, gdy wsiedliśmy do taksówki
-Jedziemy do hotelu, a później zabieram Cię na kolację- skinęłam głową wtulając się w tors chłopaka. -Boże jak tu jest pięknie- szepnęłam podziwiając zza szyby zachód słońca.
Jak się później okazało zatrzymaliśmy się w hotelu Baccarat, który był po prostu nie z tej ziemi i spędzenie kilku nocy w nim kosztowało z pewnością więcej niż kiedykolwiek zarobię, ale oczywiście Justin stwierdził, że należy mi się wszystko to, co najlepsze.
Od razu po wejściu do pokoju rzuciłam się na łóżko totalnie nie mając siły na nic.
-Kochanie, wezmę tylko szybki prysznic i wychodzimy- skinęłam głową i odprowadziłam Justina wzrokiem do drzwi. Leżałam wsłuchując się w głosy z telewizora i wtedy wpadł mi do głowy pomysł by nieco pomóc Justinowi w kąpieli. Szybko zeskoczyłam z łóżka i w drodze do łazienki ściągałam z siebie ubrania. Delikatnie otworzyłam drzwi i zobaczyłam blondyna odwróconego tyłem do mnie nucącego jakąś nieznaną mi piosenkę. Nie zastanawiając się długo pozbyłam się bielizny i podeszłam do chłopaka przytulając się do jego pleców.
-Przyszłam Ci pomóc- szepnęłam delikatnie błądząc dłońmi po jego ciele. Usłyszałam jęk wydobywający się z ust chłopaka, gdy zahaczyłam palcami o jego przyjaciela i poczułam jak odwraca się do mnie twarzą, przyciskając mnie do jednej ze ścian kabiny prysznicowej i atakując moje usta. Jego dłonie co chwilę ściskały moje piersi lub tyłek, zaś moje wytrwale pracowały przy jego penisie, który zdawał się być już gotowy do dalszej zabawy.
-Odwróć się- posłusznie odwróciłam się opierając dłonie o ścianę. -Grzeczna dziewczynka- poczułam mocne uderzenie w pośladek, a następnie ostry ból spowodowany gwałtownym wejściem we mnie. -Jesteś taka ciasna, księżniczko- jęknęłam słysząc te niegrzeczne słówka chłopaka i czując jeszcze mocniejsze pchnięcia.
-Jaay- szepnęłam czując niesamowite spełnienie. Moje nogi były jak z waty i byłam wdzięczna Justinowi za to, że mnie trzymał. Nie wiem po jakim czasie wróciłam do świata żywych, ale nie miałam siły już kompletnie na nic, dlatego wraz z Justinem wzięliśmy szybki prysznic już bez żadnych przygód i wróciliśmy do pokoju.
-Może podarujemy sobie dzisiejsze wyjście i zamówimy kolację do pokoju?- skinęłam głową i uśmiechnęłam się leniwie do chłopaka, który już zdążył wykręcić numer do restauracji by zamówić uwielbiane przez nas smakołyki.
Wyszłam na balkon w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza. Lekki wiatr owiał moje rozgrzane ciało i to było niesamowite uczucie. Spojrzałam na Justina, który wygodnie siedział na leżaku wodząc za mną wzrokiem i zaciągając się dymem z papierosa.
-Jesteś taka piękna- oznajmił łapiąc moją dłoń i wciągając mnie na jego kolana.
-I cała Twoja- dodałam wtulając się w jego tors i wsłuchując się w bicie jego serca.


Obudziły mnie promienie słoneczne padające wprost na moją twarz przez ogromne drzwi balkonowe. Powoli otworzyłam powieki i spojrzałam w bok jednak zamiast chrapiącego blondyna zastałam tylko karteczkę z napisem:
"Wyszedłem pobiegać,
Love you baby girl xo"
Uśmiechnęłam się sama do siebie i przeciągnęłam leniwie ponownie opadając głową na miękkie poduszki jednak nie mogłam już zasnąć, więc po chwili zeskoczyłam z łóżka i ruszyłam do łazienki wziąć szybki prysznic. Chłodna woda w połączeniu z moim rozgrzanym ciałem spowodowała przyjemne dreszcze i zastrzyk energii, której przyznam trochę mi brakowało po nocy spędzonej z Justinem. Po wyjściu z kabiny prysznicowej osuszyłam swoje ciało ręcznikiem i założyłam na siebie czystą bieliznę oraz kremową sukienkę w kwiaty i beżowe conversy. Rzęsy przejechałam kilka razy tuszem, a na usta nałożyłam pomadkę ochronną.
-Dzień dobry, śpiochu- uśmiechnęłam się do lustra łapiąc w nim kontakt wzrokowy z Justinem, który opierał się o drzwi. -Jak się spało?- zapytał ciągle mnie obserwując
-Krótko, ale przyjemnie- odpowiedziałam całując blondyna w usta i ruszając do pokoju. -To co dzisiaj robimy?- zapytałam
-Najpierw śniadanie
-A później?
-Niespodzianka- puścił mi oczko uśmiechając się tajemniczo. Złączył nasze dłonie razem i ruszyliśmy do restauracji umieszczonej w hotelu. Justin zamówił dla nas pancake'sy z bananami i nutellą, które były po prostu obłędne.
Następnie opuściliśmy hotel i zaczęliśmy zwiedzanie tego pięknego miasta. Zaczęliśmy od statuy wolności, następnie udaliśmy się do Madison Square Garden, gdzie trenuje jego drużyna i jeszcze przed obiadem postanowiliśmy się przejść po Time square.
-Co my tu robimy?- zapytałam Justina, gdy zatrzymaliśmy się przed sklepem Tiffany&Co.
-Pamiętasz jak obiecałem, że kiedyś Cię tu zabiorę i będziesz mogła sobie kupić, co tylko zechcesz?-skinęłam głową nadal nie wiedząc, o co mu chodzi. -No więc dzisiaj jest ten dzień - uśmiechnął się do mnie ukazując rząd swoich pięknych, prostych ząbków jednak byłam w zbyt dużym szoku by odwzajemnić gest.
-Żartujesz sobie, prawda?- zapytałam wchodząc do środka, który wyglądał jak nie z tej ziemi.
-A wyglądam jakbym żartował, skarbie?- przewróciłam oczami i podeszłam do gabloty, w której znajdowała się najpiękniejsza biżuteria jaką kiedykolwiek widziałam. -Tak jak wspomniałem możesz wybrać sobie, co tylko zechcesz- poczułam jak blondyn całuje mnie w policzek i rusza przed siebie po chwili znikając całkowicie z pola widzenia.
-I jak wybrałaś coś?
-Justin to wszystko jest tak cholernie drogie, nie chcę żebyś wydawał na mnie swoje ciężko zarobione pieniądze. - wyszeptałam na, co tym razem blondyn przewrócił oczami
-Powiedz mi tak szczerze, co Ci się podoba - trochę zawstydzona podeszłam do szafki, w której był piękny srebrny naszyjnik z zawieszką w kształcie kluczyka z serduszkiem.
-To tak jakbym dawał Ci klucz do mojego serca- oznajmił zapinając biżuterię na mojej szyi. Przejechałam opuszkami palców po zawieszce i odwracając się do chłopaka pocałowałam go tym samym dziękując mu za tak wspaniały prezent.
-Jak ja Ci się za to odwdzięczę?- zapytałam wtulając się w blondyna
-Na początek możesz postawić mi jakąś dobrą pizze, bo cholernie zgłodniałem- zaśmialiśmy się obydwoje i ruszyliśmy do jeff's na mega kaloryczną, ale przepyszną pizze, a zaraz po jej zjedzeniu wróciliśmy do hotelu.
-Jedyne o czym teraz marzę to pójście spać - oznajmiłam ściągając buty i kładąc się do łóżka
-Zostaw to marzenie na później i idź się przygotować, bo zabieram Cię gdzieś- oparłam się na łokciach przyglądając się Justinowi, który właśnie wyciągał z szafy garnitur.
-Co to za okazja, że Ty zakładasz garnitur?-zapytałam zdziwiona, ponieważ wiem jak bardzo Jay nie lubi ubierać się elegancko.
-Bardzo ważna, kochanie - wzruszyłam ramionami wiedząc, że nic więcej nie wyciągnę z niego i podeszłam do swojej szafy.
-Skoro nie wiem gdzie idziemy to może powiesz mi, co mam ubrać?
-Księżniczko, mogłabyś ubrać worek na śmieci, a i tak wyglądałabyś pięknie
-Chcesz zaryzykować?- zapytałam unosząc brew i zachowując powagę, która po prostu mi nie wyszła,bo po zaledwie kilku sekundach zaczęłam się śmiać.
Ostatecznie zdecydowałam się na założenie czarnej, długiej sukienki i tego samego koloru szpilek. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy pozostawiłam rozpuszczone.
-Kurwa- spojrzałam na blondyna, który za nic na świecie nie potrafił sobie założyć muszki. -Pomożesz?- skinęłam głową i podeszłam do chłopaka.
-Wyglądasz tak seksownie- dodałam poprawiając kołnierzyk jego koszuli i całując go lekko w usta
-A czuję się jak klaun- posłał mi krzywy uśmiech przepuszczając mnie w drzwiach i zamykając za nami drzwi.
Droga do empire state building zajęła nam kilkanaście minut taksówką. Była godzina 22 jednak oprócz nas i ochrony nie było nikogo. Przeraziłam się gdy powiedziano mi że żeby wyjść na 102 piętro trzeba pokonać grubo ponad tysiąc schodów jednak Justin uspokoił mnie tłumacząc, że pojedziemy windą. Nie żebym miała coś przeciwko odrobinie ruchu jednak w moim obecnym stroju raczej ciężko byłoby mi pokonać tyle schodków.
-Justin, co to wszystko ma oznaczać?- zapytałam gdy weszłam na plac widokowy, na którym było pełno herbacianych róż oraz waniliowych świeczek, które wprost uwielbiam.
-No więc jakby to zacząć żeby nie spieprzyć... - spojrzałam na blondyna, który zdenerwowanie wypisane miał na twarzy. Zbliżyłam się do niego i właśnie wtedy złączył nasze dłonie razem i spojrzał mi w oczy.
-Mój ojciec zawsze powtarzał mi takie słowa o kobietach  "Jeżeli jest wyjątkowa, nie będzie łatwa. Jeżeli jest łatwa, nie jest wyjątkowa. Jeżeli jest tego warta, nie poddajesz się. jeżeli się poddajesz nie jesteś jej wart... Prawda jest taka, że każdy Cię zrani trzeba tylko znaleźć tych, za których warto cierpieć" i wiesz, co? Znalazłem taką osobę. Val, cholera przysięgam Ci że zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. Zajmę się Tobą, gdy będziesz chora i będę tulił gdy będzie Ci zimno. Będę opowiadał wszystkie najśmieszniejsze historie kiedy będziesz smutna. Będę Ci śpiewał podczas naszych długich przejażdżek samochodem i obiecuję, że zawsze będę stał po Twojej stronie, zawsze trzymając Cię za rękę,  bo... Bo Cię kocham i żadne słowa tego nie wyrażą. Wiem, że nie będzie łatwo i zdaje sobie sprawę z tego, że będzie sporo momentów, w których obydwoje będziemy mieli dość, ale jestem cholernie pewny, że przezwyciężymy wszystkie przeciwności losu jeżeli dasz mi szansę i wyjdziesz za mnie - spojrzałam na Justina, który uklęknął  przede mną z małym czerwonym pudełeczkiem w dłoni. -Zgadzasz się? - zapytał przestraszonym głosem
-Tak- wyszeptałam nie mogąc opanować łez. Poczułam jak chłopak wsuwa na mój palec srebrny pierścionek w kształcie serca, który kilka godzin wcześniej podziwiałam w sklepie Tiffaniego.
-Pokochanie Ciebie było najlepszą decyzją w moim życiu - dodałam złączając nasze usta razem jednak nasz pocałunek został przerwany głośnymi oklaskami i wiwatami. Odsunęłam się od chłopaka i zauważyłam wszystkich najbliższych mi ludzi tj. rodziców, Austina, Niall'a, Kate, Chaz'a, Pattie, Jazmyn, trenera Justina oraz jego kilku kolegów z drużyny.
-Powiedziała "tak"- krzyknął Justin podnosząc moją dłoń, którą zdobił najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy jaki kiedykolwiek widziałam. Od razu po tym wszyscy zaczęli nam gratulować, co było niesamowicie miłe. Resztę nocy spędziliśmy na zabawie i świętowaniu zaczynającego się w naszym życiu nowego rozdziału.
-Kochanie, mimo iż będziemy teraz mieszkać w Nowym Jorku to i tak na zawsze zostaniesz moją L.A Baby- uśmiechnęłam się i ponownie złączyłam nasze usta razem.
-Wiesz, Justin,przez całe moje 21-letnie życie pooglądałam tysiące filmów romantycznych i każda z tych historii miłosnych była piękna, ale nasza i tak jest zdecydowanie moją ulubioną. - dodałam wtulając się w chłopaka i podziwiając panoramę naszego pięknego miasta.


___________________________________________________________
To już naprawdę koniec... :(
Kochani, to ostatni rozdział i ostatnia notatka, więc poświęćcie jeszcze minutkę i ją przeczytajcie.
Na początek przeogromnie chciałabym podziękować WAM za 48853 wejścia i 354 komentarze oraz 18 obserwatorów!
Bardzoo, ale to bardzo dużo radości sprawiło mi pisanie tego opowiadania i mam nadzieję, że Wam sprawiło dużo radości czytanie go. Historia Val i Justina się skończyła, ale moja przygoda z pisaniem z pewnością nie! Mam już pomysł na kolejne opowiadanie z Justinem w roli głównej, więc jeżeli chcecie kolejne fanfiction mojego autorstwa to piszcie w komentarzach lub na asku, a w międzyczasie możecie zalukać na moje opowiadanie z Lukiem Hemmings'em w roli głównej -->RT
To już tyle z mojej strony, jeżeli chcecie być na bieżąco z informacjami na temat nowego opowiadania czy rozdziałów to zapraszam jeszcze raz na mojego aska.
Dziękuję Wam za wspólnie spędzone chwile, jesteście najlepsi! :*

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

26.I think it's time to walk away.

NOTKA!
To jest przedostatni rozdział tego opowiadania, mam nadzieję, że się podoba. Baaardzo dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście cudowne! :*
Mam takie pytanie, a mianowicie czy chcielibyście nowe opowiadanie z Bieberem? Przyznam, że mam już jakiś tam pomysł, ale nie wiem, co Wy na to :)


Minęły dwa tygodnie od naszej kłótni z Justinem i zamiast być lepiej było coraz gorzej. Było mi strasznie ciężko wytrzymać bez jego sms'ów na dzień dobry i dobranoc, bez jego uśmiechu, jego głosu, po prostu bez jego całego jednak zdecydowałam, że nie wyciągnę ręki jako pierwsza. Szczerze, myślałam, że napisze do mnie zaraz po naszej kłótni jednak tak się nie stało, najwidoczniej tak mu na mnie zależało...
Przewróciłam się po raz setny na łóżku sprawdzając godzinę w telefonie. -4:05- westchnęłam i zrezygnowana wstałam z łóżka nie mogąc już dłużej leżeć. Włożyłam na siebie zwykłe czarne leginsy oraz szarą bluzę, która w sumie należała do Justina. Spojrzałam w lustro i ten widok zdecydowanie mnie przeraził. Włosy w totalnym nieładzie, okropne worki pod oczami spowodowane płaczem i niewyspaniem, zwisającą ze mnie bluza i odstające od nóg leginsy. Miałam straszną ochotę uderzyć z całej siły w to lustro jednak po pierwsze: nie miałam siły, a po drugie: obudziłabym Austina i wtedy zasypałby mnie milionem pytań.Wyciągnęłam z szuflady biurka słuchawki, na stopy włożyłam trampki i wyszłam z domu. Na początku chciałam przejść się tylko do parku jednak moje nogi zaprowadziły mnie do miejsca, w którym byłam pierwszy raz z Justinem, tam gdzie graliśmy w prawdę czy wyzwanie i tam gdzie wyznałam mu, że go kocham. Rozglądnęłam się dookoła i usiadłam na ziemi podziwiając budzące się do życia miasto.
-Haloo,halo- usłyszałam jakiś głos i powoli otworzyłam oczy nie wiedząc do końca, co się dzieje. -Nic Pani nie jest?- spojrzałam na kobietę, która pochylała się nade mną wyraźnie wystraszona.
-Um, musiałam zasnąć- szybkim ruchem podniosłam się z twardej ziemi. -Przepraszam, że Panią wystraszyłam- dodałam z lekkim uśmiechem
-Nic się nie dzieje, cieszę się, że nic Pani nie jest- uśmiechnęłam się ponownie i po pożegnaniu się z kobietą ruszyłam do domu.
Miałam jeszcze godzinę do szkoły, a dzięki temu, że rodzice sprezentowali mi samochód nie musiałam się śpieszyć i obawiać tego, że spóźnię się na autobus.
Wykąpałam się, ubrałam na siebie jasne jeansy i kremowy sweterek, włosy rozpuściłam jednak nie miałam siły się malować, więc poszłam od razu do kuchni w celu zjedzenia jakiegoś śniadania. W końcu dotarło do mnie to jak wyglądam, poza tym i tak nie miałam już dla kogo chudnąć.
Wyciągnęłam potrzebne składniki i zrobiłam kilka tostów z serem. Jedzenie nie przychodziło mi z łatwością i jakiś mały głosik w mojej głowie cały czas przypominał mi o tym, że nie powinnam jeść, bo przytyje jednak dzisiaj starannie go zagłuszyłam. Po zjedzeniu śniadania  założyłam trampki na stopy, wsiadłam do samochodu i ruszyłam do szkoły.
Na trzech początkowych lekcjach każdy nauczyciel mnie upominał, ponieważ co chwilę zasypiałam. Jednak później poszło trochę lepiej mimo iż totalnie nie mogłam się skupić. Na każdej przerwie mój mózg błagał Boga o to bym nie spotkała Justina niestety moje serce miało inne zdanie i akurat właśnie jego Bóg posłuchał...
-Um, cześć, pogadamy?- spojrzałam na blondyna, który wypalał mi dziurę w twarzy
-Jas...
-Ej, stary mamy trening, chodź!-zza pleców Justina wyłonił się niejaki Alex, którego w tej chwili zabiłam milion razy w myślach za to, że nam przerwał
-Jak zwykle- szepnęłam powoli oddalając się od nich
-Zaczekaj- poczułam dłoń Justina na moim ramieniu i zirytowana przewróciłam oczami jednak po kilku sekundach odwróciłam się tak że staliśmy ze sobą twarzą w twarz.
-No co?- zapytałam, gdy blondyn zamilkł
-Dzisiaj jest mecz o mistrzostwo między nami, a Berkleley i wiem, że zapewne nie zasłużyłem sobie na to żebyś mi kibicowała jednak chcę z Tobą porozmawiać na neutralnym gruncie, więc może spotkalibyśmy się po meczu?- mówił tak szybko, że jedyne, co z tego zrozumiałam to że mamy się spotkać. -To jak? Będziesz tam?
-Tak- na twarzy Justina pojawił się lekki uśmiech, nachylił się nade mną tak jakby chciał mnie pocałować jednak w ostatniej chwili odsunął się i ruszył do sali.

Reszta dnia zleciała mi zaskakująco szybko, ponieważ prawie na każdej lekcji miałam jakieś zaliczenia. Do domu wróciłam około godziny 15 i oczywiście zamiast brata przywitała mnie karteczka z napisem "Jestem u znajomych, będę jak wrócę". Zmięłam papier w kulkę i wyrzuciłam do śmieci. Następnie zjadłam zrobioną przez Austina zupę pomidorową, która przyznam była bardzo dobra. Przez chwilę walczyłam z chęcią pójścia do ubikacji w celu zwrócenia wcześniej zjedzonej zupy jednak ostatecznie powstrzymałam się przed tym.
-Weź się w garść,Val- pomyślałam zaciskając pięści i ruszając do pokoju.
Na początku postanowiłam odrobić wszystkie zadane mi prace, co poszło mi bardzo szybko w przeciwieństwie do uczenia się na pamięć regułek z psychologii.
Po trzech godzinach ciągłego powtarzania stwierdziłam, że mam to wszystko w dupie i włączyłam laptopa puszczając jakąś piosenkę znalezioną na Youtube. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 18:00, co oznaczało, że mecz właśnie się zaczął. Od tego całego "spotkania" z Justinem przez cały czas zastanawiałam się czy pójść na ten mecz czy nie. Wiedziałam, że jest dla niego mega ważny
-.w przeciwieństwie do mojego prawa jazdy i całej mnie. -moja podświadomość jak zwykle musiała się wtrącić.
Nie zastanawiając się dłużej nad tym wszystkim podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej jasne, podarte jeansy i bluzę naszego uniwersytetu.Na stopy standardowo wciągnęłam trampy i samochodem udałam się na mecz. Przez głupie utrudnienia na drodze na mecz dotarłam na 10-minutową przerwę, co oznaczało, że ominęłam dwie kwarty.
-Val, Val chodź tu- spojrzałam na Niall'a, który jak głupi machał do mnie ręką, w której trzymał hotdoga. -Chcesz trochę?- zapytał, gdy usiadłam obok niego.
-Um, nie dzięki. Jak mecz?
-Hm, jakby to ująć- udawał zastanowienie masując się po brodzie -Beznadziejnie- dodał biorąc kolejny kęs.
-Gdyby nie fakt, że Bieber jest Twoim chłopakiem to sprałbym mu mordę za to jak gra- oznajmił Liam wychylający się zza Niall'a.
-Co? Przecież Justin jest najlepszy w drużynie- dodałam w obronie chłopaka
-No cóż, był aż do dzisiaj- odwróciłam wzrok od chłopaków i zobaczyłam jak obydwie drużyny wchodzą na parkiet. Zauważyłam, że Justin, co chwilę rozgląda się po trybunach jakby kogoś szukał i w myślach błagałam by szukał właśnie mnie.
Druga połowa była o wiele lepsza od pierwszej, ponieważ do remisu z Berkleley brakowało im tylko jednego punktu, a do zwycięstwa minimum dwóch. Niestety czas nie był naszym sprzymierzeńcem i do końca meczu zostało zaledwie pięć sekund. Zauważyłam, że Justin ma piłkę i nie wiem, co mi odbiło, ale stanęłam na krzesełku, na którym wcześniej siedziałam i z całej siły krzyknęłam
-Dasz radę, Justin- nasze spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały, a następne co pamiętam to głośne krzyki zgromadzonych osób.
Jak się okazało dzięki Justinowi,a  raczej jego precyzyjnemu rzutowi wygraliśmy przewagą trzech punktów. Powoli próbowałam wydostać się z budynku jednak przez ogromny tłum nie było to łatwe zadanie na szczęście wiedziałam, że drzwi w tylnym wejściu nie są zamknięte, więc wyszłam przez nie i czekałam oparta o swój samochód na Justina.
-Hej, długo czekasz?- spojrzałam na chłopaka, który zbliżał się do mnie. Wyglądał niesamowicie, czarna koszulka opinała jego mięśnie, szare dresy luźno zwisały w kroku, na ramieniu przewieszoną miał dużą torbę, a na nogach białe air force. -Żyjesz?
-Co? Um, tak żyję- dodałam otrząsając się z transu i wracając na ziemię. -Chciałeś pogadać, więc...
-To może się przejdziemy?- skinęłam głową na znak, że się zgadzam i ruszyliśmy przed siebie. -Wiesz na początku to chciałbym Ci podziękować za to, co dzisiaj zrobiłaś. Dzisiejsza wygrana to Twoja zasługa- dodał uśmiechając się lekko
-Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Po prostu... Po prostu czułam, że musze to zrobić- powiedziałam wbijając wzrok w czubki butów
-To było genialne, przynajmniej zapamiętają mnie dobrze- uniosłam brew zdziwiona słowami chłopaka
-Co to ma znaczyć?- zapytałam
-To był mój ostatni mecz, zrezygnowałem- oznajmił z uśmiechem, który nie był szczery
-Dlaczego?
-Val, słuchaj- złapał moją dłoń i pociągnął tak, że usiadłam obok niego -przez tą całą koszykówkę nie miałem dla Ciebie czasu, a jak już znalazłem chwilę to i tak tylko się kłóciliśmy, nie mogę już dłużej tego znieść.
-Ale to nie oznacza, że musisz odchodzić z drużyny
-To dwa różne światy, nie umiałem pogodzić ich razem, więc musiałem wybrać jeden
-Byłabym najgorszą osobą na świecie, gdybym pozwoliła Ci na dokonanie takiego wyboru. Zawsze powtarzałeś, że interesuje Cię koszykówka, że to najlepszy sport na świecie i przypomnij sobie teraz ile trudu włożyłeś w to by być teraz w drużynie, co lepsze być jej kapitanem! Nie pozwolę Ci na to byś zrezygnował z czegoś, co kochasz!
-Ciebie też kocham- krzyknął wstając z miejsca -Każdej, pieprzonej nocy, gdy kładłem się do łóżka myślałem, że nie mogę być w Tobie bardziej zakochany i każdego ranka udowadniałem sobie jak bardzo się myliłem.
-Przestań!- powiedziałam stanowczo, wstając z ławki. -Teraz mówisz mi jak bardzo mnie kochasz, ale gdzie byłeś gdy potrzebowałam Cię najbardziej? Zrozum w końcu, że nie potrzebuję tych wszystkich pięknych słów, potrzebuję czynów.
-Więc, co do cholery mam zrobić? Zrobię wszystko
-Obiecaj, że wrócisz do drużyny i dalej będziesz takim świetnym kapitanem, a ja w tym czasie zajmę się sobą, bo w końcu zrozumiałam, że mam ogromny problem.- zbliżyłam się do chłopaka na tyle blisko, że nasze czubki butów się stykały -Kocham Cię i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda nam się być razem- stanęłam na czubkach palców i pocałowałam blondyna w usta jednak zanim zareagował odsunęłam się i uciekłam w kierunku samochodu.

_____________________________________________________________

ASK REBELLIOUS TEENAGER

piątek, 3 kwietnia 2015

25. You changed, Justin!

NOTKA!
Wydaje mi się że każdy zna tłumaczenie tej piosenki, więc nie tłumaczyłam jej tutaj. 
Naprawdę jest mi strasznie smutno, że tak mało ludzi komentuje to opowiadanie i w końcu zdecydowałam, że naprawdę nie ma sensu go dużej prowadzić. Moja decyzja jest nieodwołalna, więc nawet nie proście bym zmieniła zdanie. Oczywiście będzie jeszcze kilka rozdziałów, więc liczę na to że chociaż na samym końcu się wykażecie! Nie mówię tutaj o wszystkich czytelnikach, bo wiem, że są tacy, którzy komentują każdy rozdział za co niesamowicie im dziękuję, bo tak naprawdę tylko dzięki nim piszę dalej :)



Dwa miesiące później

-Val, wstawaj!- usłyszałam męski głos i niechętnie otworzyłam oczy spoglądając na zegarek w telefonie według, którego miałam jeszcze trzy godziny do szkoły. Przewróciłam się na bok i próbowałam ponownie zasnąć jednak głośny hałas wydobywający się z kuchni mi to utrudniał. 
-Austin do cholery ja chce spać!- warknęłam przyciskając poduszkę do głowy. Jakoś ponad miesiąc temu po długiej rozmowie pomiędzy mną, a Austinem postanowiłam wrócić do domu. Miałam i mam do dzisiaj żal do mojego brata za to jak się zachowywał jednak to nadal mu brat i go kocham, a poza tym było mi już głupio siedzieć na głowie Justinowi. Muszę przyznać, że moja wyprowadzka od Biebera miała również złą stronę, a mianowicie taką, że nie widywaliśmy się zbyt często, bo albo ja miałam naukę, albo on trening w koszykówkę, a odkąd został kapitanem szkolnej drużyny to o randkach mogłam zapomnieć, musiałam się zadowalać, krótkimi spotkaniami podczas drogi do szkoły i to pod warunkiem, że mieliśmy na tą samą godzinę.
-Masz egzamin za niecałą godzinę, a chyba nie chcesz go oblać- momentalnie otworzyłam oczy i stuknęłam się w głowę ze złości, że zapomniałam o tak ważnym wydarzeniu. Jakoś dwa miesiące temu postanowiłam w końcu zapisać się na prawo jazdy i mimo tego, że na początku totalnie mi nie szło wytrwałam i właśnie dzisiaj mam końcowy egzamin. -Zrobię Ci śniadanie, a Ty się w tym czasie ogarnij
-Dzięki- uśmiechnęłam się do brata i zaczęłam poszukiwanie ubrań. Zadanie okazało się być trudniejsze niż przypuszczałam, ponieważ prawie wszystkie ubrania były za duże,jednak na dnie szafy znalazłam granatową spódniczkę i biały crop top w paski, który pasował idealnie. Następnie przeczesałam szczotką włosy i wytuszowałam rzęsy mascarą. Wychodząc z pokoju rzuciła mi się w oczy waga, więc z ciekawości na niej stanęłam. 
-46,8 jeszcze dwa kilogramy w dół i będzie pięknie- mruknęłam sama do siebie. -Austin, nie jestem głodna- powiedziałam mijając brata, który zajadał się jak zwykle omletem.
-Jesteś pewna? Ostatnio strasznie schudłaś i wydaje mi się ze...
-Jest w porządku, po prostu się stresuję tym egzaminem i nie mogę niczego przełknąć- dodałam przerywając chłopakowi. Założyłam na stopy granatowe baleriny i wyszłam z mieszkania czekając na Justina, który miał mnie zawieźć na egzamin.
-Szlag- spojrzałam na zegarek, który wskazywał, że blondyn spóźnia się już od dobrych 15 minut. Wybrałam numer chłopaka i dopiero przy szóstym sygnale usłyszałam jego głos
-Val?Co jest?
-Gdzie jesteś?
-Jest 7 rano, więc jak myślisz, gdzie jestem?- nie odpowiedziałam, więc blondyn kontynuował- Val, śpię miałem wczoraj do późna trening, a dzisiaj jest wielki mecz, więc muszę się wyspać. Stało się coś?
-Nie, nic się nie stało, miłego spania- rozłączyłam się zanim Justin mógł coś powiedzieć. Przyznam, że byłam zła na niego chociaż bardziej było mi przykro, że zapomniał o czym tak ważnym dla mnie. Szczególnie, że ja pamiętam o każdym jego meczu i na każdym siedzę na trybunach i mu kibicuję.
-Ej, co Ty tu jeszcze robisz?- odwróciłam się zastając mojego brata z papierosem w dłoni
-Um, Justin tak jakby no...
-Zapomniał, że masz egzamin?- skinęłam lekko głową nawet nie patrząc na Austina. -Wsiadaj, podrzucę Cię
-Dzięki- powiedziałam lekko zażenowana tym, ze mój chłopak nawalił 
-Spoko, odwdzięczysz się jak zdasz prawko

Po kilku pierwszych pytaniach miałam ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść z pomieszczenia, w którym zdawałam egzamin jednak ostatecznie wzięłam się w garść i po ok. 25 minutach na ekranie komputera wyświetliła mi się ikonka z informacją, że zdałam część teoretyczną z czego bardzo się cieszyłam jednak zdawałam sobie sprawę, że najgorsze przede mną.
Niepewnym krokiem podeszłam do samochodu, przy którym czekał na mnie egzaminator i po pokazaniu mu wyznaczonych rzeczy wsiadłam do samochodu i po zapięciu pasów,zapaleniu świateł i samochodu ruszyłam na miasto.
-Jeździ Pani naprawdę bardzo dobrze i mimo kilku potknięć uznaję ten egzamin za zdany- po tych słowach jeszcze przez jakiś czas nie docierało do mnie, że naprawdę zdałam jednak, gdy uświadomiłam sobie, że to prawda ogarnęła mnie niesamowita euforia i pierwszą osobą, z którą chciałam się tą świetną informacją był Justin jednak mimo kilku połączeń wciąż mogłam usłyszeć tylko "Po usłyszeniu sygnału zostaw wiadomość"
Okazało się że prawo jazdy mogę odebrać najwcześniej za kilka godzin, więc udałam się na przystanek i po raz ostatni autobusem udałam się do szkoły.
-Przepraszam za spóźnienie- przejechałam wzrokiem po całej klasie, w której wszyscy uważnie notowali słowa Pana Claya. Zatrzymałam na chwilę wzrok na Justine, który wydawał się nieco inny. Nie widziałam go ponad tydzień, więc to nie jest jakoś długo jednak zauważyłam, że jego biała koszulka, która jeszcze niedawno była do niego dopasowana teraz zupełnie opinała jego mięśnie które wydawały się jakieś większe.Jego włosy odrosły na tyle, że musiał zaczesywać je do tyłu. W dodatku zauważyłam nowy tatuaż na jego ramieniu jednak oderwałam wzrok na tyle szybko, że nie zauważyłam, co to było.
-Mam nadzieję, że to ostatni raz, Panno Butler
-Obiecuje- podeszłam do wolnej ławki, której nikt nie zajmował i zaczęłam notować wszystkie ważne informacje, które przekazywał Pan Claye starając się nie myśleć o Bieberze. 

-Hej, zaczekaj śliczna- przewróciłam oczami zatrzymując się i spoglądając na bruneta, którego imienia nie potrafię nigdy zapamiętać, jedyne, co wiem to że gra z Justinem -Jak Ci się już znudzi Bieber, to wpadnij na jakiś numerek
-Nie pieprze się z frajerami- syknęłam ruszając do przodu jednak tym razem odbiłam się od klatki piersiowej Justina.
-Ej, łapy z daleka od mojej dziewczyny- spojrzałam na blondyna, który posyłał złowrogie spojrzenie chłopakowi, który uniósł ręce w geście poddania i odszedł od nas. -Z dnia na dzień jest Ciebie coraz mniej- poczułam jego wzrok na każdym centymetrze i zirytowana przewróciłam oczami.
-Ty też się zmieniłeś. Nie za mocno trenujesz?- zapytałam zaniepokojona wyglądem chłopaka, bo mimo tych pięknych mięśni nie dało się nie zauważyć bladej, zmęczonej twarzy.
-Jest w porządku, dzisiaj ważny mecz, mam nadzieję, że będziesz mi kibicować- skinęłam głową uśmiechając się do blondyna i całując go w usta. -Boże jak ja za tym tęskniłem - poczułam jak mocniej dociska swoje ciało do mojego i coraz mocniej mnie całuje, co owszem było dobre, ale jednak jesteśmy w szkole...
-Justin, przestań- przewrócił oczami, ale posłuchał i odsunął się ode mnie.
-Mamy jeszcze piętnaście minut, więc zabieram Cię na coś do jedzenia - przestraszyłam się słów Justina, bo wiedziałam, że jak coś zjem to moja waga podskoczy, a i tak wystarczająco dużo ważyłam.
-Um, ja...
-Stary, mamy zbiórkę w szatni z pięć minut- odetchnęłam z ulgą widząc Rayan'a, który również grał w drużynie koszykarskiej.
-Przepraszam Val, ale muszę tam być- po raz pierwszy byłam szczęśliwa, że nie mogę spędzić czasu z chłopakiem
-Nie ma sprawy, widzimy się po szkole?
-Um, mam trening na siłowni, więc muszę zostać dłużej, ale poproszę kogoś żeby Cię odwiózł do domu
-Dam sobie radę, od czego są autobusy- uśmiechnęłam się mając nadzieje, że to sprawi, że poczuje się mniej winny
-Moja dziewczyna- pocałował mnie w czoło i razem z Rayan'em ruszyli do szatni.
Reszta lekcji zleciała nawet szybko i na szczęście towarzystwa dotrzymywał mi Niall z Liam'em, którzy są po prostu najsłodszą parą na świecie!
-Podrzucić Cię?- spojrzałam na Horana, który zamykał właśnie drzwi bagażnika w swoim vanie.
-Z chęcią, ale muszę skoczyć jeszcze po prawko
-Damy radę, skarbie- zaśmiałam się z tego jak nazwał mnie blondyn i wsiadłam do samochodu zapinając pas bezpieczeństwa. Przez większą część drogi rozmawiało nam się bardzo dobrze aż do momentu, w którym blondyn czepił się mojej wagi.
-Jezu, co Wy wszyscy do mnie macie? Miałam ostatnio dużo stresów i dlatego schudłam, tyle!- warknęłam
-Spokojnie Val, o nic Cię nie podejrzewam. Wiem, że nie jesteś głupia i nie bawiłabyś się w jakieś odchudzanie, ale po prostu się martwię, bo naprawdę dużo schudłaś
-Wszystko jest w porządku, nie masz się o co martwić- powiedziałam najbardziej przekonująco jak tylko potrafiłam. Resztę drogi spędziliśmy na rozmawianiu o naszych miłościach i słuchaniu muzyki. Odebranie prawka zajęło mi zaledwie kilka minut jednak droga do domu dłużyła się niesamowicie przez korki.Na szczęście Niall znał skróty i po kilkunastu minutach byłam w domu.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 16:21. Mecz zaczynał się o 18:00 więc miałam jeszcze trochę czasu. W głowie ciągle brzmiały mi słowa Niall'a "Wiem, że nie jesteś głupia i nie bawiłabyś się w jakieś odchudzanie". Otworzyłam lodówkę wyciągając z niej kurczaka. Następnie przysmażyłam go na patelni i zjadłam, do tego dołożyłam kilka kanapek, lody, które znalazłam w zamrażarce i kilka babeczek reeser's. Nie wiem, co mnie napadło, ale nie mogłam przestać jeść to wszystko było tak pyszne. Jednak tego było za dużo dla mojego organizmu i następne pół godziny spędziłam na wymiotowaniu.
Czułam się naprawdę zmęczona tym wszystkim i jedyne o czym marzyłam to pójście spać jednak nie chciałam zawieść Justina, więc wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny make up i włożyłam na siebie podarte jeansy i bordowy tank top.
-Hej, jak bardzo muszę być kochana żebyś pożyczył mi samochód?- spojrzałam na Austina kocimi oczkami mając nadzieję, że się zgodzi.
-Nie, nie i jeszcze raz nie!
-Ale?
-Żadnego "ale"! Dopiero dzisiaj zdałaś egzamin, więc nie pozwolę Ci zepsuć Cher.
-Cher? Nazwałeś swój samochód Cher?- zapytałam nie dowierzając
-Co w tym dziwnego?
-Ty tak serio? - blondyn skinął głową z powagą. -Cóż, nieważne, proszę pożycz mi Cher jadę na mecz
-Też jadę, więc zabierzesz się ze mną- zrezygnowana chwyciłam plecak i ruszyłam za bratem do samochodu.
-Masz z kim wrócić?- zapytał gdy wysiadałam z auta
-Justin mnie podrzuci, nie martw się- trzasnęłam drzwiami chyba zbyt mocno, bo usłyszałam szereg przekleństw padających z ust chłopaka jednak olałam to i ruszyłam na trybuny, które w większości były już zapełnione kibicami.
-Hej, Christiana, mogę?- zauważyłam wolne miejsce obok szatynki, która mocno skupiała się na swoim telefonie.
-O Val, hej, siadaj- przytuliłam dziewczynę i zaczęłyśmy rozmowę o różnych mało ważnych rzeczach. -Jak tam miłość z Bieberem? Wnioskuję, że skoro przyszłaś na mecz to nadal jesteście razem.
-Wiesz to zabrzmiało trochę sukowato, czy Ty chcesz żebyśmy się rozstali czy coś?- zapytałam trochę zirytowana
-Wybacz, nie tak to miało zabrzmieć. Po prostu nie lubię go, a Ty? Ty jesteś naprawdę w porządku i nie rozumiem jak możesz być z nim.
-Tak wyszło, poza tym wkurza mnie to że do dziś nie wiem dlaczego się nie lubicie
-Długo by gadać- rzuciła machając lekceważąco dłonią
-Mecz jest dosyć długi- nie dawałam za wygraną
-Nie wiem czy wiesz, ale wnioskuję, że wiesz, więc w dużym skrócie to było tak, że Bieber był spoko dzieciakiem, jednak po śmierci ojca zmienił się nie do poznania, laski, wóda, seks bez zobowiązania tak przy okazji zrób badania na STD -zignorowałam tą złośliwą uwagę szatynki zachęcając ją do kontynuowania - no i zaciągnął się do gangu i niedługo po tym wciągnął w to mojego brata. Byłam temu przeciwna i starałam się jak tylko mogłam żeby go stamtąd wyciągnąć jednak Josh był jak zahipnotyzowany, słuchał tylko Justina, a ten to wykorzystywał. Nie za bardzo wiedziałam, co robić, ponieważ nikt w tym całym gangu nie chciał mnie przyjąć mimo, że byłam sprawniejsza od większości chłopaków.
-Więc co zrobiłaś?- zapytałam zaskoczona tym wszystkim co opowiadała dziewczyna
-Wtedy całkiem przypadkiem poznałam Flacko, a tak naprawdę Rakim'a Mayers'a, który planował wielki skok na gang Justina. Obiecał mi, że załatwi wszystkich oszczędzając jedynie Josha. Tej nocy miało się wszystko rozwiązać, mój brat miał w końcu zmądrzeć i wrócić do domu jednak tak się nie stało. Pamiętam dokładnie, że obudził mnie dzwonek do drzwi, w których stali dwaj policjanci tłumacząc, że mój brat nie żyje - spojrzałam z szokowana na Christy, która zaciskała pięści ze złości. -Pobiegłam od razu na miejsce zdarzenia jednak nikogo już tam nie było. Później zadzwonił do mnie Flaco mówiąc, że to sprawka Justina. Nie chciałam w to wierzyć, ale wszystko na to wskazywało. -Wiem, że tego dnia się pokłócili, bo Josh zagrażał Bieberowi, a on nigdy nie lubił konkurencji. Val naprawdę przykro mi że musiałaś się dowiedzieć tego ode mnie- dziewczyna przytuliła mnie z całej siły, ale ja nawet nie ruszyłam się o centymetr. Powiedzieć, że byłam w szoku to zdecydowanie za mało. Co innego uderzenie kogoś, a co innego zabicie, przecież... Przecież za to powinno się iść do więzienia.
-Um, ja...Ja muszę to wszystko przemyśleć- wstałam z ławeczki i ruszyłam do wyjścia na chwilę łapiąc kontakt wzrokowy z Justinem, który właśnie wyszedł na boisko. Zauważyłam, że był zdziwiony tym, że wychodzę, ale w tej chwili miałam to totalnie gdzieś.
Nie wiem jak długo siedziałam na zimnym betonie przed szkołą, ale starałam się to wszystko ogarnąć. Justin opowiadał mi o Flacko i dopiero wtedy dotarło do mnie, że to on próbował zabić mojego brata i że to przez niego Austin spędził kilka tygodni w szpitalu, a Justin musiał wyjechać z Jazmyn.
-Hej, księżniczko stało się coś?- usłyszałam głos blondyna i momentalnie wstałam z ziemi.
-Um, musimy porozmawiać o...
-Ej, stary robię imprezę żeby uczcić wygraną- spojrzałam najpierw na Rayan'a, a następnie na Justina, który błagalnym wzrokiem prosił o pozwolenie
-Val, porozmawiamy później, a teraz chodź się bawić- wiedziałam, że i tak nie wygram, więc przystałam na propozycję blondyna i po chwili weszliśmy do ogromnej willi, w której mieszkał chłopak.
Impreza z godziny na godzinę przyciągała coraz więcej ludzi, którzy marzyli tylko o tym żeby się upić i pieprzyć z kimś przypadkowym. Oczywiście mój chłopak wolał imprezować z cheerleaderkami niż ze mną, więc przez całą imprezę siedziałam sama.
-Jak się bawisz, skarbie?- posłałam karcące spojrzenie Justinowi, który był już totalnie pijany
-W przeciwieństwie do Ciebie bardzo słabo- syknęłam odpychając od siebie chłopaka
-Wiesz nie dość, że totalnie olałaś mój mecz, który był cholernie dla mnie ważny to w dodatku teraz chodzisz obrażona o byle gówno, powiesz mi o co Ci do cholery chodzi?
-Porozmawiamy jak wytrzeźwiejesz, a teraz jadę do domu- wyciągnęłam kluczyki z jego kurtki i ruszyłam do samochodu jednak, gdy już miałam odjeżdżać blondyn wpakował mi się na siedzenie obok.
-Boże, czy Ty zawsze musisz być taka cholernie poważna? Nie potrafisz się bawić- przyznam, że uraziły mnie słowa Justina, ale nie dałam tego po sobie poznać
-Nie wiedziałam, że dla Ciebie picie i ćpanie to taka świetna zabawa - syknęłam przekręcając kluczyk w stacyjce.
-Co Ty do cholery wyprawiasz? Nawet nie masz prawa jazdy!- wyciągnęłam z plecaka prostokątną plakietkę i rzuciłam nią w blondyna
-Dla Twojej wiadomości, dzisiaj miałam egzamin, na który obiecałeś mnie zawieść, ale zawaliłeś jak zwykle, więc nie mów mi do cholery, że nie interesuję się rzeczami ważnymi dla Ciebie, bo to nie ja olałam ważny dla Ciebie mecz! Poza tym przypomnij mi kiedy ostatni raz miałeś dla mnie czas? - nie oczekując na odpowiedź nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam do domu Justina.
-Jestem gównianym chłopakiem- oderwałam na chwilę wzrok od jezdni i spojrzałam na blondyna.
-Ciężko się z tym nie zgodzić
-Może wejdziesz do środka?- pokręciłam głową i odsunęłam się gdy chciał mnie pocałować
-Jezu, o co Ci znowu chodzi? Przecież przyznałem, że jestem beznadziejny
-Zmieniłeś się Justin i chociaż bardzo chciałabym powiedzieć, że to zmiana na lepsze to nie potrafię. Imponuje Ci ten nowy świat, w którym każdy uważa Cię za najlepszego i pragnie się z Tobą przyjaźnić. Tylko gdzie w tym całym wielkim świecie miejsce dla nas?- zapytałam spokojnym tonem starając się ze wszystkich sił nie rozpłakać
-Mówisz jakby było to coś złego?
-A nie jest?
- Na litość boską, Val to nie jest złe! Jestem tym samym Justinem i jeżeli ktoś tu się zmienił to Ty! Spójrz na siebie! Mógłbym policzyć każdą kość na Twoim ciele, powinnaś się leczyć!
-Ja w przeciwieństwie do Ciebie wyrządzam krzywdę tylko sobie.- widziałam, że chłopak nie wiedział o czym dokładnie mówię.-  Christiana mi wszystko powiedziała... Powiedziała, że zabiłeś Josh'a. Jak... Jak mogłeś zrobić coś takiego?
-Uwierzyłaś jej?-nie odpowiedziałam. -Tylko tyle chciałem wiedzieć- usłyszałam trzask drzwi i zauważyłam jak chłopak podąża do swojego domu.

Przez całą drogę powrotną modliłam się żeby nie spowodować wypadku, ponieważ łzy ograniczały mi totalnie widoczność jednak nie mogłam się ich pozbyć. Nie wierzyłam Christianie, nie chciałam jej wierzyć. -Kurwa jakie to wszystko jest popieprzone. "Kiedy już myślisz, że wszystko sobie poukładałeś, kiedy zaczynasz snuć plany i cieszyć się tym, że nareszcie wiesz, w którym kierunku zmierzasz, ścieżki stają się kręte, drogowskazy znikają, wiatr zaczyna wiać we wszystkie strony świata, północ staje się południem, wschód zachodem i kompletnie się gubisz" -Tak ten cytat idealnie pasował do sytuacji.
Już miałam wysiąść z samochodu, gdy usłyszałam dźwięk telefonu Justina.
Od:Rayan
Stary, gdzie Ty jestes?
Odetchnęłam z ulgą, że to nie żadna z tych wypindrzonych lafirynd, które przystawiają się do jeszcze mojego chłopaka i wsadziłam telefon z powrotem do kieszeni jego kurtki jednak przez przypadek wypadła z niej mała zwinięta karteczka.
 just as sure as the stars in the sky
I need you to shine in my life
Not just for the meanwhile, for a long long time, better believe it
 whenever you're not in my presence
It feels like I'm missin' my blessings, yeah
So I sleep through the daylight, stay awake all night
Till you're back again, oh yeah, yeah
You think I'm biased
To my significant other
You hit it right on the head
Only been missin' my lover
Got a whole lot of texts on my phone and I don't reply
The next eight bars tell you why

You're all that matters to me
Yeah, yeah ain't worried about nobody else
If it ain't you, I ain't myself
You make me complete
You're all that matters to me
Yeah, yeah what's a king bed without the queen
There ain't no "I" in team
To make me complete
You're all that matters to me

Take the gas out the car it won't drive
That's how I feel when you're not by my side
When I wake up in the morning up under you, and only you
Oh oh, grateful for your existence
Faithful no matter the distance
You're the only girl I see
From the bottom of my heart please believe

You're all that matters to me
Yeah, yeah ain't worried about nobody else
If it ain't you, I ain't myself
You make me complete
You're all that matters to me
Yeah, yeah what's a king bed without the queen
There ain't no "I" in team
To make me complete



Czytając te wszystkie piękne słowa przypomniało mi się że kiedyś jak spałam z Justinem słyszałam jak mi to nucił, czyli napisał to dla mnie...
Wyciągnęłam długopis z plecaka i napisałam na kartce jedno zdanie:
"You all that matters to me, Justin" 
Po czym ponownie włożyłam kartkę do kieszeni kurtki blondyna i zamknęłam samochód.
Dużo złego wydarzyło się tego wieczoru i wiem, że jeżeli będziemy chcieć odbudować ten związek na nowo to musimy dać z siebie wszystko.
Pytanie tylko czy warto?




______________________________________________________________